Polska blokuje wszystko

Andrzej Nowak

|

Nowy Numer 40/2019

Prezydent Francji Emmanuel Macron to poprawiony model „strasznego mieszczanina”.

Polska blokuje wszystko

Stary model, taki z wiersza Juliana Tuwima, z powieści Maupassanta czy Balzaca, który scharakteryzować można słowami naszego poety: „Patrzą na lewo, patrzą na prawo/ A patrząc – widzą wszystko oddzielnie” (Tuwim, wiersz „Mieszkańcy” z tomu „Biblia cygańska”). Najistotniejsza jest ta część charakterystyki, która się nie zmienia: widzenie wszystkiego osobno, niekojarzenie najprostszych zjawisk i faktów – jeśli tylko są niewygodne. Model nowy „strasznego mieszczanina”, poprawiony, różni się tym od starego, że w swym konsekwentnie manichejskim widzeniu świata patrzy na lewo już tylko po to, by się przypochlebić dominującej na światowym salonie aktualnej formie ideologii. Na prawo spogląda natomiast po to, by odkrywać źródło wszelkiego zła; tam spycha fakty, które są dla niego niewygodne. Prezydent Francji dodaje do tego szczególną perspektywę: identyfikuje geograficznie/nacjonalnie/państwowo owo źródło wszelkiego zła: jest nim Polska. Prezydent Francji wylewnie przyjmuje w sierpniu Władimira Putina z powrotem na europejskich salonach, aby miesiąc później publicznie ogłosić: „La Pologne bloque tout” (Polska blokuje wszystko). Macron wezwał aktywistów dzisiejszego „strasznego mieszczaństwa” z całego świata, by ruszyli nad Wisłę, aby manifestować, protestować i „odblokować wszystko”. To oryginalne – z dyplomatycznego punktu widzenia – zachowanie: prezydent kraju członkowskiego UE otwarcie wzywa do manifestowania (obalenia, a przynajmniej złamania woli rządu) w innym kraju członkowskim UE. Nie pierwszy raz rodak de Funèsa, aktora – żandarma wszech czasów, wskazuje Polskę jako źródło całego zła świata. W tym jednak przypadku wyjątkowo przejrzyście rysuje się mechanizm łączący w myśleniu „strasznego mieszczaństwa” XXI wieku ideologię postępu z chytrą obroną własnego interesiku.

23 września Greta Thunberg, ostatni produkt marketingowy owej ideologii – razem z piętnaściorgiem innych dzieci-aktywistów – złożyła skargę w Komitecie Praw Dziecka przy ONZ przeciwko lekceważeniu przez rządy zanieczyszczenia środowiska. Młodzi bojownicy klimatyczni napiętnowali w swojej skardze szczególnie pięć krajów: Francję, Niemcy, Brazylię, Argentynę i Turcję. To się dopiero huczek zrobił! Jak to? Francja to przecież razem z Niemcami liderka postępu w walce o czyste powietrze! Co prawda tę czystość opiera na budowanej od ponad pół wieku gigantycznej infrastrukturze elektrowni atomowych, czego akurat bojownicy o dobro natury też nie lubią – no ale trudno im dogodzić… Tak czy inaczej, jak można tak atakować naród Robespierre’a i Guillotina (przypomnijmy: to nie tylko pionier humanizacji w dziedzinie dekapitacji, ale także mistrz loży „Zgoda Braterska”)?! Podtrzymujący władzę prezydenta Francji tweeterowy „Team Progressistes” zawrzał oburzeniem: panna Thunberg plecie kompletne nonsensy. Sam Emmanuel nie może polemizować z ubóstwioną obecnie przez Postęp dziewczynką ze Szwecji. W imię zgody wśród braci znalazł więc winną, na której nowe jeźdźczynie klimatycznej apokalipsy powinny skupić swój gniew. Winna jest, jak już wiemy, Polska: hamulcowa na drodze do nowego wspaniałego świata.

Opisujący tę historię „Le Monde”, dziennik spadkobierców Guillotina, zamieścił listę 20 krajów, które emitują największe ilości CO2. Niestety, nie ma w ogóle na owej liście Polski. Chiny są pierwsze, produkując tyle zanieczyszczeń, ile razem drugie i trzecie na liście Stany Zjednoczone oraz Indie. Rosja, Japonia i Niemcy dopełniają pierwszą szóstkę. Francja jest rzeczywiście na dalekim, 18. miejscu. Występujący w imieniu panny Thunberg adwokat wyjaśnił, że skarga wskazała Francję, obok Anglii i Niemiec, nie tylko ze względu na ich aktualne miejsce na liście trucicieli, ale z powodu ich odpowiedzialności historycznej jako imperiów, które zbudowały swoją potęgę na zatruwaniu przez wieki atmosfery.

Tu właśnie odsłania się paskudny interesik Napoleona IV. I nie tylko zresztą jego. Polski nie było na mapie, kiedy Francja eksploatowała 10 milionów kilometrów kwadratowych swoich kolonialnych posiadłości w Azji i Afryce. Nie było też Indii – bo były brytyjską kolonią. Chiny były półkolonią imperiów europejskich. Teraz kraje, które odzyskały suwerenność i próbują brać udział w wyścigu o lepsze miejsce dla swoich obywateli w tabeli materialnego dobrobytu, są hamowane w rozwoju własnego przemysłu – by nie dogoniły broniących swojej pozycji starych imperiów kolonialnych. To jest nowa, postępowa doktryna powstrzymywania: w imię obrony klimatu. Potężnych Chin „straszny mieszczanin” z Paryża jednak nie zaatakuje, ani nawet Indii czy Rosji. Te zresztą i tak, emitując najwięcej dwutlenku węgla, nie podpisały protokołów ograniczających ten proceder. Można jednak zaatakować Polskę. Niech sobie Polacy nie myślą, że będą mogli kiedykolwiek zbliżyć się do poziomu życia Francuzów! Tak sobie prezydent M. myśli i mruga do swoich braci, z którymi jest zgodny: w drobnomieszczańskim cynizmie i zakłamaniu. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.