Słomiany potwór

Jakub Jałowiczor

Walka ze słomkami – tak samo jak produkowanie „wegańskich samochodów” czy tropienie „śladu węglowego” – nie ma nic wspólnego z racjonalną troską o przyrodę.

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

Słomki zagrażają światu – stwierdzili ostatnio ekolodzy. Wykonane ze sztucznego tworzywa rurki do napojów zaśmiecają oceany i zagrażają zwierzętom. Modne knajpki przestają korzystać z tych niebezpiecznych narzędzi, a Unia Europejska zamierza wprowadzić zakaz ich używania. Bardziej świadomi ekologicznie obywatele już teraz chodzą do kawiarni z własnymi słomkami wielokrotnego użytku.  

Ciekaw jestem, czy któryś ze zwolenników tego zakazu próbował kiedyś policzyć, ile śmiercionośnego plastiku wytwarza, pijąc. Można by zrobić taki test – człowiek zbierałby wszystkie wykorzystane słomki i po roku je zważył. Ile by wyszło? Udałoby się dobić do 100 gramów? Podpowiem, że paczka słomek licząca 500 sztuk waży 220 g. Nietrudno policzyć, że jedna sztuka to mniej niż pół grama. Nawet jeśli przemnożymy to przez miliony użytkowników, ilość odpadów powstających w wyniku picia przez słomkę jest po prostu śmieszna.

Antysłomkowa wojna ekologów jest kwintesencją dwóch słynnych maksym: Gilberta Chestertona ("kto nie wierzy w Boga, ten wierzy w cokolwiek") i twórcy sekty scjentologów Rona Hubbarda ("kto chce naprawdę zarobić, musi założyć nową religię"). Co do zarabiania – zakaz używania słomek nie jest darmowy. Jeśli nie korzysta się z plastikowych, trzeba kupować te biodegradowalne. Są one znacznie droższe, więc mało kto wybrałby je dobrowolnie, a teraz będzie to konieczne. Jednak kampania przeciw słomkom nie byłaby możliwa, gdyby nie to, że dla wielu ludzi ekologia jest religią. Z tą różnicą, że religie, choć  uczą o sprawach przekraczających rozum, to nie są nierozumne. Tymczasem zwolennicy ekologicznej ideologii zdają się kompletnie nie widzieć niespójności tego, co wyznają (przykład: tworzywa sztuczne są złe, a ekologiczne jest drewno, ale ścięcie drzewa to zbrodnia). Walka ze słomkami – tak samo jak produkowanie „wegańskich samochodów” czy tropienie „śladu węglowego” – też nie jest racjonalną troską o przyrodę. To raczej parodia tego, co w tradycyjnych religiach nazwano by koszernością albo unikaniem wszystkiego, co ma choćby pozór zła.