Jak stać się bogatym?

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 19.09.2019 13:04

Przy okazji wyborczej dyskusji o zarobkach Polaków rozgorzała dyskusja, czy przyjęty w 1989 r. model reform dla Polski był dobry.

Jak stać się bogatym? free pictures of money / CC 2.0

Bartłomiej Radziejowski z portalu nowakonfederacja.pl, w 30-lecie powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego włożył kij w mrowisko, krytykując polskiego premiera za zaniechania i przyjęcie złego modelu przechodzenia z gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej. Wywołało to dyskusję o efektach reform Balcerowicza. Wpisuje się ona w pewien sposób w obecną dyskusję o zarobkach Polaków wywołanych przez obietnice wyborcze PiS.

Jak bogaciliśmy się w ostatnich 30 latach?

Ocenę polskiej transformacji warto zacząć od porównania naszego wzrostu gospodarczego po 1989 r. na tle innych krajów postkomunistycznych. I na tym tle wypadamy bardzo dobrze. Opierając się na danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, polskie PKB na jednego mieszkańca (według parytetu siły nabywczej) wzrosło w ostatnich 30 latach prawie 5-krotnie (z 6,9 tys. dolarów do 33,7 tys. dolarów). Wśród europejskich krajów postkomunistycznych lepsza od nas były tylko Łotwa (ponad pięciokrotny wzrost).

Gorzej wypadamy natomiast od Chin. Kraj środka zaliczył w ostatnich 30 latach wzrost 20-krotny. Pamiętać jednak trzeba, że Chińczycy startowali z bardzo niskiego poziomu. Jeśli chcemy natomiast porównywać się do krajów, które w 1989 r. były na podobnym poziomie zamożności do naszego, możemy wziąć pod uwagę Koreę Południową. Kraj ten w ostatnich 30 latach zwiększył PKB na jednego mieszkańca 6,5-krotnie.

W 1989 r. byliśmy jednym z najbiedniejszych krajów obozu komunistycznego. Większe PKB na mieszkańca od naszego miały nawet Rumunia i Bułgaria. Dziś w regionie znajdujemy się gdzieś w połowie stawki. Jesteśmy biedniejsi od Czechów, Słowaków, Słoweńców, Litwinów i Estończyków, za to bogatsi od Węgrów, Łotyszy, Rumunów czy Rosjan. Udało się nam za to wyprzedzić Greków i Portugalczyków.

To czy Balcerowicz był dobry czy nie?

Czy z faktu szybkiego rozwoju w ostatnich 30 latach możemy wysnuć wniosek, że terapia szokowa zaaplikowana nam przez Leszka Balcerowicza był dobrym wyborem? Z punktu widzenia po prostu wzrostu gospodarczego, była najlepszą strategią w postkomunistycznej Europie. Ale transformacja gospodarcza pociągnęła też za sobą duże koszty społeczne, przede wszystkim bezrobocie. W najgorszych latach jego poziom zbliżył się do 20 proc., a poniżej poziomu 10 proc. spadł dopiero po w 2007 r. Dla porównania, bezrobocie w Czechach nigdy nie przekroczyło poziomu 9 proc.

Na decyzje o formie transformacji mocno wpłynęły neoliberalne poglądy ekonomiczne, bardzo popularne w latach 80-tych XX w. Otwieraliśmy więc własny rynek na zagraniczny kapitał, zamykaliśmy nierentowne przedsiębiorstwa, doregulowaliśmy gospodarkę i skupialiśmy dużo uwagi na walce z inflacją. Do dzisiaj zwolennicy gospodarczego liberalizmu uznają te rozwiązania jako najlepsze dla Polski. Dowodem na to ma być los krajów, które odrzuciły neoliberalizm i źle na tym wyszły, czyli Ukraina i Serbia. Trzeba pamiętać jednak, że tymi dwoma krajami wstrząsały w ostatnich 30 latach rewolucje, wojny i obce interwencje, które negatywnie wpłynęły na ich gospodarkę.

Inną drogą niż neoliberalna poszły Chiny. Ich otwarcie na zagraniczny kapitał było dużo bardziej kontrolowane, chińskie przedsiębiorstwa nie były masowo zamykane, państwo bardziej angażowało się w gospodarkę a polityka monetarna służyła subsydiowaniu eksportu. Podobną politykę prowadziły wcześnie Tajwan czy Korea Południowa i też dobrze na tym wychodziły. Jako argumenty przeciwko drodze chińskiej podawało się autorytarny charakter rządów w Pekinie i niską pozycję startową. Jednak będąca w 1989 r. na podobnym poziomie zamożności do naszego Korea Południowa, osiągnęła wyższy od naszego wzrost w warunkach demokracji, za to bez tak silnego przywiązania do zasad neoliberalnych.

Można więc zaryzykować konkluzje, że droga neoliberalna w latach 90-tych była dla nas jedną z najlepszych, ale nie zdecydowanie najlepsza. Neoliberalizm wiązał się też z dużymi kosztami społecznymi, przede wszystkim bezrobociem i strukturalną biedą. Niektórym krajom udało się tych kosztów uniknąć, raz kosztem nieco wolniejszego wzrostu gospodarczego (Czechy), raz w ogóle nie rezygnując z szybkiego wzrostu (Korea Południowa).

Czego możemy nauczyć się od naszych dziadków?

Pokolenie reformatorów pierwszych lat III RP odeszło już jakiś czas temu na emeryturę. Jednak rozważania nad ich decyzjami dzisiaj ma jak najbardziej sens. Oceniając dawne wybory polityki gospodarczej, można dostrzec pewne błędy i je w przyszłości korygować. Jako błąd Terapii Szokowej podaje się szybkie otwarcie na zagraniczną konkurencję. Wiele polskich przedsiębiorstw nie było w stanie wytrzymać konkurencji, a ich upadek pociągał za sobą bezrobocie, biedę i trochę później, masową migrację.

Zwolennicy neoliberalnych rozwiązań przyjętych w latach 90-tych argumentują, że polskie przedsiębiorstwa postkomunistyczne były nierentowne i upaść musiały. Bezrobocie było według nich kosztem, który trzeba było ponieść. Decyzja o otwarciu się na Zachód przyniosła nam zachodnie inwestycje i możliwość podłączenia się pod zachodnie łańcuchy produkcyjne. A problem bezrobocia został ostatecznie rozwiązany przez otwarcie się krajów zachodnich na emigrację z Polski.

Optymizm względem neoliberalizmu ma jednak wbudowany pewien błąd. Jeśli wpływamy na oceany międzynarodowej konkurencji, musimy znaleźć jakąś naszą przewagę konkurencyjną. I tą naszą przewagą konkurencyjną okazały się niskie koszty pracy. Przyniosły one nam dużo inwestycji zagranicznych. Znaleźliśmy się jednak w takiej pułapce, że nie mogą wzrosnąć znacząco ani nasze dochody, ani poziom opodatkowania zachodniego kapitału (który dałyby więcej pieniędzy na kulejące usługi publiczne), gdyż stracimy przewagę konkurencyjną.

Strategia oparcia się o szerokie otwarcie na światową, a przede wszystkim europejską gospodarkę, i konkurowanie w jej ramach niskimi kosztami sprawiła, że owszem, staliśmy się częścią łańcuchów produkcyjnych wielkich koncernów, ale na niskim poziomie. Mówiąc obrazowo, wprawdzie zarabiamy na montowaniu niemieckich samochodów, ale nie produkujemy własnego samochodu, na czym zarobiliśmy więcej. W dodatku, zarabiać będziemy tak długo, jak sprzedawać się będą niemieckie samochody.

Czy politycy sprawią, że będziemy bogatsi?

Wszyscy polscy ekonomiści są zgodni, że stajemy w obliczu pułapki średniego rozwoju. Ekonomiści zgodni są też w tym, że żeby z tej pułapki wyjść, musimy przejść na zaawansowaną technologicznie produkcję. Czyli wracając do przykładu samochodowego, aby więcej zarabiać, z monterów samochodów musimy stać się producentami samochodów elektrycznych. Czy pomogą nam w tym politycy?

Budowę samochodów elektrycznych w Polsce obiecał Mateusz Morawiecki. Nikt jednak nie śpieszy się z rozliczania się z tej obietnicy. W kampanii wyborczej nie dyskutuje się, czy 30 proc. rodziców, którzy przeznaczają pieniądze z programu 500+ na edukacje swoich dzieci, to dużo czy mało. Dyskutuje się o tym, czy płaca minimalna na poziomie 4 tys. zł w 2023 r. to dużo czy mało, nie dyskutuje się natomiast o tym, co zrobić, aby taka płaca stała się minimum dla Polaków nie w wyniku decyzji polityków, ale w wyniku wzrostu gospodarczego. Politycy polegli więc już na poziomie dyskusji.

Jeśli chcemy prowadzić dobrą politykę gospodarczą, wpierw musimy o niej dyskutować, a nie strzelać do siebie z politycznych okopów. Trzeba uczciwie przyznać, ze reformy Balcerowicza sprawiły, że jesteśmy dzisiaj jako Polacy pięciokrotnie bogatsi niż w 1989 r. Ale trzeba też uczciwie przyznać, że polska transformacja była tylko pierwszym krokiem w kierunku polskiego bogactwa, a nie końcem historii. Czekają nas kolejne kroki, często bardzo trudne, które trzeba wykonać, aby zbudować własny potencjał technologiczny.

Można różnie oceniać pomysł płacy minimalnej na poziomie 4 tys. zł, ale wywołała ona dyskusję o zarobkach Polaków. Można różnie oceniać reformy Balcerowicza, ale jego krytyka wywołuje dyskusję o błędach, jakie popełniono w latach 90-tych. Można różnie oceniać pomysł budowy elektrycznego samochodu, ale wywołał on dyskusje o wyrwaniu się z roli montowni przemysłu niemieckiego. Dyskusja o polityce gospodarczej jest konieczna, gdyż wyzwania stojące przed naszą gospodarką wymagają naprawdę przemyślanych rozwiązań. Na szczęście zaczynamy wreszcie zadawać sobie pytanie, jak stać się bogatym.