Centralizacja Polski to nie tylko ulokowanie urzędów w Warszawie. Nasz kraj jest zcentralizowany na poziomie województw. Czy federalizacja państwa cokolwiek by tu zmieniła?
Warszawa rozwija się dynamicznie, ale reszta Mazowsza nie nadąża za stolicą.
roman koszowski /foto gość
Kielce mają 195 tys. mieszkańców. Radom – 213 tysięcy. Miasta leżą 80 km od siebie i ich potencjał jest w teorii podobny. Z jedną tylko różnicą: Kielce są stolicą województwa, a Radom nie. – Dysproporcja rozwojowa jest rażąca – zauważa dr Łukasz Zaborowski z Instytutu Sobieskiego. Jak wylicza, w Kielcach znajdują się uniwersytet i politechnika, a 23 tys. kielczan to studenci. W Radomiu działa Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny (tzw. uniwersytety przymiotnikowe mają niższą rangę od klasycznych) i jest 8 tys. studentów. W Radomiu jest jeden szpital miejski i jeden wojewódzki. W Kielcach: jeden miejski, dwa wojewódzkie, do tego dziecięcy, ginekologiczno-położniczy i onkologiczny. W 2016 roku kielczanie mieli do dyspozycji o ponad 700 szpitalnych łóżek więcej niż radomianie. Radom nie ma też filharmonii.
Centrala i peryferie
Podczas obchodów rocznicy Radomskiego Czerwca można usłyszeć od starszych radomian, że hamowanie rozwoju miasta zaczęło się właśnie w 1976 roku jako cicha represja komunistycznej władzy. Po 1989 roku nie zmieniło się jednak wiele, poza tym, że w wyniku reformy administracyjnej 1 stycznia 1999 roku województwo radomskie przestało istnieć. Nawet późniejszy dopływ funduszy unijnych nie zagrał na korzyść Radomia. W latach 2007–2013 (rozdzielane na poziomie województwa) unijne wsparcie szpitali i wyższych szkół wyniosło w Kielcach odpowiednio 166 mln zł i 96 mln zł, a w Radomiu – 29 mln zł i 17 mln złotych.
Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.