Trafiony-zatopiony

Marcin Jakimowicz

Łatwiej powiesić czy zatopić Judasza niż wybiec za nim w ciemną noc z okrzykiem: „Wracaj!”.

Trafiony-zatopiony

Judasz wychodzi. Jest noc. Wchodzi w mrok, by zdradzić Jezusa. Ciekawe, że żaden z apostołów nie rusza tyłka, by za nim pobiec. Jest im przy Mistrzu tak dobrze...

Pamiętam piosenkę z czasów oazowych: „Jak mi dobrze, że jesteś tu, Panie”. Zwracała raczej uwagę na to, że „jest mi dobrze”, na moje duchowe samopoczucie niż na oddawanie czci Najwyższemu. Inna sprawa: ilu z nas wychowało się na refrenie: „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu. Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”? „Nie oddamy Cię nikomu”? Przecież to kwintesencja ewangelizacji!

Nikt nie wychodzi za Judaszem. Wiele osób pytało mnie w tym roku, co sądzę o biciu i topieniu jego kukły.

Po pierwsze, jestem przeciwny biciu i topieniu kogokolwiek. Zwłaszcza Judasza, bo wiem z Ewangelii, że facet miał dostatecznie wiele problemów sam ze sobą. Potężne wyrzuty sumienia doprowadziły go do ostatecznych rozwiązań. Skończył na gałęzi bez pomocy „żyćliwych” dzieciaków z Podkarpacia. Wiem też, że o wiele łatwiej wyładować na kimś swą podszytą pobożnymi motywacjami agresję niż wejść w trudną sztukę przebaczenia.

Po drugie: nie histeryzuję z tego powodu, bo wiem, że to jedynie folklor. Słowa: „rodzima tradycja” nie uświęcają celu. Sami Żydzi (naprawdę trudno zarzucić mi antysemityzm: często piszę o tym, jaką rolę w planach zbawczych ma Izrael), którzy zaalarmowali opinię publiczną „o topieniu kukły” w święto Purim wieszają przecież kukłę Hamana i nikt nie robi z tego powodu „aj waj”.

Nie przemawia do mnie argument, że bicie i topienie kukły to niezbywalny element polskiej kultury, bo wiem, że bez tego „puzzla” rodzima tradycja sobie doskonale poradzi.

Łatwiej powiesić czy zatopić Judasza (problem z głowy) niż pobiec za nim w ciemną noc z okrzykiem: „Wracaj!”