U Matki Miłości Zranionej

Karolina Pawłowska

|

Nowy Numer 37/2019

publikacja 12.09.2019 00:00

Dzieje cudownej figury, która przyciąga pielgrzymów do Skrzatusza, są jak scenariusz filmowy. Wątki sensacyjne i legendarne fascynują jednak nie mniej niż świadectwo wiary modlących się tu pokoleń.

Najwięcej pielgrzymów przybywa do Skrzatusza na wrześniowe uroczystości odpustowe. Najwięcej pielgrzymów przybywa do Skrzatusza na wrześniowe uroczystości odpustowe.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Sanktuarium wyrasta jak spod ziemi. Fasada barokowej świątyni, która właśnie otrzymała tytuł bazyliki mniejszej, pojawia się niespodziewanie wśród wielkopolskich pól i łąk. Piękne miejsce na dom wybrała sobie Maryja.

Niezatapialna Pieta

Historia skrzatuskiej Piety zaczyna się jednak w pobliskim Mielęcinie. To tu najpierw wizerunek Matki Bożej Bolesnej trzymającej na kolanach zdjęte z krzyża ciało Syna otaczany był czcią wiernych. Tak było do czasu antykatolickich rozruchów, które w XVI w. nie ominęły pogranicza Pomorza i Wielkopolski. Luterańscy reformatorzy sprofanowali mielęcińską świątynię, a figurę próbowali utopić w pobliskim jeziorze. Jak głosi legenda, Pieta, choć obciążona kamieniami, uparcie wypływała na powierzchnię. Potem próbowano ją spalić. Również bezskutecznie. Zniechęceni protestanci sprzedali więc figurę pewnemu garncarzowi z Piły. Od niego nabyła ją, z myślą o umieszczeniu w miejscowym drewnianym kościółku, Katarzyna Kadrzycka, mieszkanka Skrzatusza.

– XVIII-wieczna kronika ks. Andrzeja Delerdta lakonicznie opisuje to, co działo się na przełomie wieków XVII i XVIII. Wydarzenia, które miały miejsce po pogromie mielęcińskim w 1575 r., i okoliczności odnowienia kultu Maryi w Skrzatuszu są wciąż nieodkryte. Sama figura, która początkowo znajdowała się w bocznym ołtarzu, jest natomiast dużo starsza – opowiada ks. Henryk Romanik, diecezjalny konserwator zabytków.

Za Maryją przywędrowali do Skrzatusza pielgrzymi. Ich liczba znacząco się zwiększyła, gdy Pieta przypomniała o swojej niezwykłości pewnej nocy 1621 r. Bijąca od figury jasność skłoniła wiernych do przeniesienia jej do ołtarza głównego. Nim skończył się wiek XVII, drewniany kościółek zastąpiła nowa, murowana świątynia. W Skrzatuszu miał szukać wsparcia w 1690 r. nawet król Jan III Sobieski przed bukowińską wojną z Turkami. Kult skrzatuskiej Madonny przetrwał rozbiory, kiedy to okolice Wałcza zostały prawie całkowicie zgermanizowane, nie przerwała go też zawierucha wojenna.

Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.