Władze Warszawy zbagatelizowały skutki zrzutu ścieków do Wisły i dopiero po czterech dniach od awarii przyjęły pomoc od rządu. Zagrożenia epidemią nie ma, ale w niebezpieczeństwie znalazło się środowisko naturalne.
Saperzy montują most pontonowy przez Wisłę, na którym zostanie ułożona rura do przesyłu ścieków.
Tomasz Gzell /pap
Awaria dwóch kolektorów w warszawskiej oczyszczalni ścieków „Czajka” pokazuje, jak eskalacja sporów politycznych może zagrozić bezpieczeństwu obywateli. Działania zapobiegające skutkom katastrofy niewątpliwie należą do kategorii tzw. dobra wspólnego i wszyscy, którzy mają wpływ na naprawę uszkodzenia, powinni połączyć siły. Niestety, władze samorządowe przez długi czas odrzucały wsparcie rządu, który nieco wyolbrzymiał skalę zagrożenia. Jednak od pierwszych informacji o awarii proponował on władzom stolicy daleko idącą pomoc. W końcu doszło do porozumienia i rząd wybuduje zastępczy rurociąg, którym ścieki będą doprowadzane do oczyszczalni.
Okoliczności awarii
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski o uszkodzeniu kolektorów poinformował w środę 28 sierpnia po południu. Mówił wówczas o awarii jednego kolektora, który przesyła część ścieków z lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni ścieków „Czajka” znajdującej się po prawej stronie Wisły na Białołęce. W związku z usterką Zarząd Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie zdecydował o spuście nieczystości do Wisły, a prezydent Trzaskowski powołał sztab kryzysowy.
Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.