Międzypokoleniowe pasje

Gość Niedzielny 35/2019

publikacja 29.08.2019 00:00

Przebiegająca beztrosko wąską uliczkę, śmiejąca się głośno i dokazująca włoska dziewczynka może mieć rysy małej Klary.

Międzypokoleniowe pasje

Dzięki uprzejmości pewnej siostry zakonnej mogłam pobyć w Asyżu. Pobyć, nie tylko pozwiedzać. Możliwość pobytu to dużo więcej niż zwiedzanie – to oddychanie atmosferą, dotknięcie prawdziwego życia, poznanie, przynajmniej odrobinę, mieszkańców i ich obyczajów. To snucie się po średniowiecznych uliczkach bez celu albo z celem: wypicia espresso z widokiem na panoramę okolicy. Albo z myślą taką oto, że przebiegająca beztrosko wąską uliczkę, śmiejąca się głośno i dokazująca włoska dziewczynka może mieć przecież rysy małej Klary. Tak. Snucie się po miejscach wyjątkowych i znanych, turystycznych, ale odkrywanych na własny sposób i na własny rachunek, to doświadczenie budujące i porządkujące. Budujące prawdziwszy nieco obraz miejsca znanego tylko z przewodników. Porządkujące obraz świata i ludzi, którzy w każdym chyba miejscu mają pasje, namiętności, zwyczaje, trudy i przypadłości.

A jeśli chodzi o pasje mieszkańców Asyżu, to jest to niewątpliwie kultywowanie tradycji. Średniowiecznej, wciąż tu jednak żywej.

Wieczorami, gdy już większość turystów opuszczała miasto, na ulice wychodzili rycerze z kuszami, piękne mieszczanki, szlachcianki, bębniarze, którzy w barwnym korowodzie, w rytm bębnów przemierzali wąskie uliczki. I na placach dawali porywające przedstawienia, wymagające kunsztu, trudu, zapewne wielogodzinnych przygotowań i działania w grupie.

A co chyba najistotniejsze i porywające, wśród tych grup byli po prostu wszyscy. Rodziny z dziećmi, młodzi chłopcy, mocno już starsi panowie, leciwe damy wyglądające jak z obrazów renesansowych mistrzów. Wszyscy świetnie czuli się w swoim towarzystwie, bo potem, po przedstawieniu, które zaczynało się nagle i nagle kończyło, szli razem do baru na rogu uliczki. I kontynuowali zabawę i międzypokoleniowe bycie razem. A rodziny ze zmęczonymi dziećmi ładowały się do minivanów i wracały do domu. Swoją drogą największy szacunek dla kierowców dużych aut, którzy potrafią poruszać się po uliczkach średniowiecznego miasteczka. Może po prostu chroni ich Franciszek. Tak. Międzypokoleniowe działania porywają, chociaż i budzą odrobinę zazdrości. Niewymuszone, naturalne, doskonałe w swojej formie, a jednocześnie przecież bardzo proste, bo oparte na relacjach, na dobrym słowie i tradycji. Właśnie: relacje. Pewnych przedsięwzięć nie da się zrealizować bez dobrych, prostych i bezpiecznych relacji i przyjaźni. I łączności międzypokoleniowej. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.