Taki mamy klimat

Jacek Dziedzina

Luksus neutralności to jeden z tych luksusów, na który Polski nigdy nie będzie stać.

Taki mamy klimat

Ten wątek zapewne pojawi się w kampanii wyborczej. Zwłaszcza po zbliżającej się wizycie prezydenta USA i spodziewanych kolejnych deklaracjach zacieśnienia współpracy na linii Waszyngton-Warszawa. Wprawdzie żadna znacząca siła polityczna w Polsce nie wychodzi otwarcie z postulatem całkowitej neutralności, to jednak te „mniej znaczące” siły zazwyczaj wrzucają go do medialnego obiegu i wzbudzają nieuzasadnione nadzieje i apetyt na wyrwanie się z geopolitycznej orbity.

Postulat neutralności jest nie tyle absurdalny sam w sobie, ile absurdalny i niewykonalny w przypadku Polski. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, by mój kraj było stać na całkowicie niezależną drogę, zamiast panicznego wręcz i nierzadko chaotycznego szukania poparcia, sojuszy i płacenia wysokiej ceny za i tak niepewne gwarancje bezpieczeństwa. Ale to luksus, na jaki w przewidywalnej przyszłości nie będzie Polski stać. Nie dlatego, że taką mamy naturę, kaprys czy przyzwyczajenia, ale dlatego, że część naszych sąsiadów nie rokuje jakiejkolwiek zmiany mentalności i swojego podejścia do swoich sąsiadów.

Tylko parę cytatów z ostatnich dni – rosyjska prasa z okazji 80. rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow w różnych miejscach jednoznacznie wyraziła to, co myślą również elity na Kremlu: „Polska nieuczciwie gra, mówiąc o winie Stalina za wybuch II wojny światowej. Jeszcze się doigra!”. „Historia się powtarza: rusofobiczna Polska znów kręci sobie sznur na szyję”. „Armia Czerwona przekroczyła granice II Rzeczpospolitej i odzyskała Zachodnią Ukrainę i Zachodnią Białoruś. Polska sama była sobie winna”.

Otwarte groźby i retoryka, której używała niemiecka propaganda w przeddzień wybuchu II wojny światowej. O ile jednak Niemcy mimo wszystko przerobili lekcję z historii i – niezależnie od tego, co myślimy o ich współczesnej polityce dominacji – wielokrotnie przyznawali i ustami polityków, i dziennikarzy, że tamtej agresji i zbrodni nie da się niczym usprawiedliwić, o tyle w przypadku Rosji i Rosjan to ciągle rubikon nie do przekroczenia. I to nie tylko kwestia rosyjskich emocji, resentymentów, nawet nie tylko bieżącej polityki historycznej. To kod genetyczny rosyjskiego sposobu myślenia o sobie samej i świecie. „Rosja nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Rosja nie zatrzyma się w swoim wyzwoleńczym „marszo-zrywie” na terytorium Krymu ani na Dnieprze, ani nawet na zachodnich granicach eks-Ukrainy”. To tylko niektóre tezy Aleksandra Dugina, jednego z głównych guru i teoretyka dzisiejszych elit politycznych w Moskwie. Krótko mówiąc niezależna i niepodległa Polska zawsze będzie przeszkadzać interesom imperialnej niezmiennie Rosji.

To główny powód, dla którego wszelkie opowieści o możliwej neutralności Polski są zwykłymi mrzonkami. Bo w samym sercu doktryny politycznej Rosji jest idea tzw. głębi strategicznej, czyli „odpychania” swoich granic jak najdalej od Moskwy. Drugim powodem, dla którego neutralność nie jest nam pisana, jest jednak skłonność Niemiec do zawierania sojuszu z Rosją ponad głowami „stref buforowych”. I cóż z tego, że kolejne nitki Nord Stream to dla Niemców projekty gospodarcze, skoro wiemy, że z rosyjskiego punktu widzenia z pewnością mają one charakter również polityczny i strategiczny. Po trzecie wreszcie neutralność Polski to fikcja, bo nadmierne parcie Rosji do „odpychania” granic oraz bratanie się z Moskwy z Berlinem zawsze będzie wywoływało reakcję Stanów Zjednoczonych. Ameryka ma ciągle żywotny interes, by nie utracić dominacji czy przynajmniej kontroli w żadnym z regionów świata. W pewnym sensie położenie Polski jest unikatowe w skali świata: tutaj krzyżują się interesy największych światowych potęg. Jesteśmy skazani na trzymanie się z jedną z nich. Niestety, bez żadnej gwarancji pełnej ochrony.