Takie miejsca zawstydzają, zwłaszcza tych, którzy niczego się po nich nie spodziewali. Bo co dobrego i ciekawego może dziać się na pograniczu niemiecko‑holenderskim, prawda?
Wnętrze bazyliki Wniebowzięcia NMP, główna świątynia w kompleksie sanktuaryjnym.
KRZYSZTOF BŁAŻYCA /FOTO GOŚĆ
To chyba powszechne skojarzenia, jakie mamy z tą częścią świata: sam środek zlaicyzowanej Europy, duchowa pustynia, obszar zbiorowej, dobrowolnej i radosnej apostazji Starego Kontynentu. A przynajmniej jego zachodniej części. I jest w tym spontanicznym skojarzeniu zarówno trochę autentycznego smutku, wynikającego ze zwykłej obserwacji, jak i – przyznajmy – polsko-katolickiego poczucia wyższości. A co, jeśli właśnie w tym miejscu już po 9 rano główną uliczką handlowo-gastronomiczną zmierza kilkudziesięciu lub nawet kilkuset pątników w kierunku górującej nad miastem bazyliki? Co, jeśli za nimi przez cały dzień dobijają kolejne grupy pielgrzymów, rocznie osiągając w sumie wynik blisko miliona osób? Co, jeśli na niedzielnej Mszy św. Polak z zachwytem, ale i pewną zazdrością słucha, jak ok. 500 Niemców dość sprawnie i głośno śpiewa części stałe z VIII Mszy gregoriańskiej Missa de Angelis? To aby na pewno niemiecko-holenderskie pogranicze? „Czy może być co dobrego z Nazaretu?” – Czy może być co dobrego z Kevelaer? Ta historia to kolejny dowód na to, że Bóg nigdy nie zostawia nas sierotami. Nawet na pustyni.
Jest prośba
Tu na razie jest ściernisko. A dokładnie wrzosowisko. Tak blisko 400 lat temu mogli śpiewać mieszkańcy okolicznych wiosek. W miejscu, w którym dzisiaj znajduje się niemały, choć wcale nie przytłaczający (San Francisco to nie jest) kompleks sanktuaryjny, nie było dosłownie nic. Tylko pola wrzosowe i przydrożny krzyż. Niemi świadkowie historycznych zawirowań, w tym szalejącej wówczas wojny trzydziestoletniej. Tędy też przebiegał stary szlak handlowy łączący Kolonię z Amsterdamem. Wielu podróżujących, w tym kupców, zatrzymywało się przy krzyżu. – Wśród nich był Hendrick Busman, który w okresie Bożego Narodzenia 1641 roku przechodził tą drogą i odpoczywał przy krucyfiksie. I to on właśnie na tym pustkowiu usłyszał głos: „Zbuduj mi w tym miejscu kapliczkę” – opowiada nam Marianne Heutgens, urodzona i mieszkająca w Kevelaer od 75 lat, a od ponad 40 lat towarzysząca pielgrzymom.
Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.