Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 34/2019

Wszelkie dane wskazują na to, że adresaci listu byli chrześcijanami, którzy wywodzili się z judaizmu.

Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana

Wyrośli w rozważaniu treści Starego Testamentu i bliskie im było to, co przekazywała obecna tam tradycja mądrościowa, w której istotna była relacja ojciec–syn, nauczyciel–uczeń. To dlatego autor listu, sam doskonale obeznany z treścią Biblii, zakłada, że znają ją również adresaci. Pełnymi garściami sięga zatem do Starego Testamentu, cytując bądź subtelnie nawiązując – tylko w czytanym dziś fragmencie – do ksiąg Przysłów, Mądrości, Syracha, Powtórzonego Prawa czy Drugiej Machabejskiej.

Te biblijne wątki stają się argumentacją, która odbiorcom listu ma pomóc w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Adresaci listu zostali uczniami Chrystusa Pana dużo wcześniej, niż otrzymali pismo apostoła. Podczas życia w tej wspólnocie doświadczyli jakichś przeciwności, aktów wrogości, które w efekcie przyniosły poważny kryzys. Z tego położenia wspólnota nie była w stanie się podnieść także dlatego, że prześladowania odczytano jako Bożą karę za coś, czego nie umiano do końca zrozumieć.

I w tym kontekście padają słowa, które brzmią nie jako werdykt, ale jako otrzeźwiająca zachęta: „Kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje”. Nie chodzi tutaj o to, by Pan Bóg miał się swoiście „wyżywać” na swoich wybranych. On chce ich wychowywać i jeszcze bardziej udoskonalać. Wśród adresatów istniało osadzone w głębokim realizmie przekonanie, że człowiek nie przejdzie przez życie bez pokonywania przeciwności i doświadczania cierpienia. Dlatego zatem wszelkie trudności czy cierpienia nie mogły być odczytywane jako Boża kara, ale jako środek wychowawczy, zmierzający do zbudowania dojrzałego człowieka.

Takiego stanowiska nie zrozumie się bez próby wniknięcia w mentalność tamtych czasów, a przede wszystkim bez wniknięcia w atmosferę towarzyszącą starotestamentowej refleksji o mądrości. Patriarchalna struktura społeczna stawiała na czele ojca, a obok niego nauczyciela mądrości, czyli wychowawcę, który stawia sobie za cel wychowanie dojrzałego syna czy ucznia, a w konsekwencji człowieka, w następnym pokoleniu przejmującego z przeszłości to, co najlepsze, i przekazującego to dalej. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.