Jasność zaraźliwa

Franciszek Kucharczak

|

GN 32/2019

publikacja 08.08.2019 00:00

Ktoś pewnego dnia ujrzał człowieka owładniętego Bogiem. I go wzięło. I kolejnych też.

Dominikanie wciąż są jednym z najprężniej działających zgromadzeń zakonnych. Dominikanie wciąż są jednym z najprężniej działających zgromadzeń zakonnych.
henryk przondziono /foto gość

Dominik, założyciel Zakonu Kaznodziejskiego, umierał w klasztorze w Bolonii. Bracia byli świadomi wagi chwili, nasłuchiwali. „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa” – rozległy się ostatnie słowa zakonnika. Był 6 sierpnia 1221 roku.

Dwa filary

Przedziwne to były czasy. Dziś mówi się o nich z pogardą „wieki ciemne”, choć to wtedy powstały uniwersytety, a w niebo wystrzeliły gotyckie katedry, którym przez tysiąc lat nic w architekturze nie zdołało dorównać. Trzeba było mieć duchowość, żeby coś takiego stworzyć. Na tę duchowość mocno wpłynęli konkretni ludzie – święci.

XII i XIII wiek to czas kontrastów: wielkiego bogactwa i wielkiej nędzy, wielkich grzechów i wielkiej pokuty. Kościół sięgnął szczytów ziemskiej potęgi. Wielu duchownych stało się udzielnymi władcami przemierzającymi swoje włości sześciokonnymi, strojnymi zaprzęgami. Inni żyli skromnie, trzymając się zasad Ewangelii, a bywali i tacy, którzy porzucali sidła tego świata, wyrzekając się zaszczytów i bogactw. Przykład tych drugich okazał się uzdrawiający dla rzesz chrześcijan. W taki kontekst wkroczyli dwaj niezwykli mężczyźni: Franciszek i Dominik.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.