Dlaczego wierzymy w bzdury?

Tomasz Rożek

|

GN 31/2019

publikacja 01.08.2019 00:00

To prawdziwy paradoks. W czasach, w których dostęp do informacji jest tak łatwy jak mrugnięcie okiem, coraz więcej osób wierzy w płaską Ziemię, szkodliwość DNA, samoloty pasażerskie rozpylające chemikalia czy w to, że nigdy nie wylądowaliśmy na Księżycu. Skąd to się bierze?

Dlaczego coraz mniej ludzi wierzy w to, że człowiek postawił stopę na Księżycu? Dlaczego coraz mniej ludzi wierzy w to, że człowiek postawił stopę na Księżycu?
NASA

W jednym z ostatnich numerów „Gościa Niedzielnego” napisałem felieton o lądowaniu człowieka na Księżycu. Akurat wtedy obchodziliśmy 50. rocznicę tego wydarzenia, obiektywnie rzecz ujmując – jednego z największych osiągnięć ludzkości. Gdy ten numer „Gościa” się ukazał, zacząłem dostawać listy od zdziwionych, a czasami nawet oburzonych czytelników. „Jednoznaczne twierdzenie o lądowaniu na Księżycu w »Gościu« obniża wiarygodność tego pisma”.

To dla mnie kosmos

Jak to możliwe, że przez 50 lat nikt nie znalazł dowodu na to, że wszystko było sfingowane? Przecież w tej operacji musiały brać udział tysiące ludzi. Na Księżycu w sumie było 12 osób – one wszystkie oszukiwały? Rakiety lecące na Księżyc wynosiły ludzi tylko na orbitę, a ci po odpowiednim czasie wracali, twierdząc, że chodzili po Srebrnym Globie? Skąd zatem wzięły się na Ziemi księżycowe skały? No, chyba że nie są księżycowe. A skąd wzięły się na Księżycu urządzenia i pozostałości po lądownikach i pojazdach księżycowych? Przecież te urządzenia widać z księżycowej orbity. Więcej, z niektórych z nich korzystamy do dzisiaj. Na przykład dzięki odpowiednim zwierciadłom wiemy, że Księżyc oddala się od nas o 4 cm rocznie. Te zwierciadła zostawili tam ludzie. A ślady butów i kół zrobiły roboty czy zostały sfotografowane w studiu? W końcu – Rosjanie też się nie zorientowali? Jest szczyt zimnej wojny, trwa bezpardonowy wyścig, jedna strona wierutnie oszukuje, druga nasłuchuje, podgląda, szpieguje i… milczy? Przecież to byłaby dla Rosjan nie lada gratka: pokazać dowody na to, że Amerykanie nigdy nie wylądowali na Księżycu, że wciąż górą są Sputnik i Gagarin.

W sumie listów kwestionujących lądowanie dostałem kilkanaście. Ale to jeszcze nic! Kilka tygodni wcześniej na moim pop-naukowym kanale internetowym (Nauka To Lubię) umieściłem materiał wideo o tym, dlaczego warto na Księżyc wrócić. Materiał zobaczyło w sumie ponad 100 tys. widzów, a skomentowało około 900. Spora część tych komentarzy podważała prawdziwość stwierdzenia, że kiedykolwiek tam byliśmy. Na kanale pop-naukowym, gdzie nie ma materiałów o wróżkach, czarach czy horoskopach, lecz gdzie słucha się o nauce ścisłej, o opisie rzeczywistości, o faktach, a nie mitach.

Lądowanie na Księżycu wzbudza coraz większe emocje. Powiększa się grupa ludzi, którzy uważają, że żadnego lądowania nie było, a całość została nakręcona w dużym studiu filmowym. To element szerszego zjawiska, które w największym skrócie można nazwać coraz większą wiarą w pseudonaukę.

Płaska Ziemia

O nauce piszę od ponad 20 lat. W tym czasie różne tematy wywoływały emocje. Energetyka jądrowa, modyfikacje genetyczne, ocieplenie klimatu… Ale dzisiaj jest inaczej, dzisiaj jest mocniej. W jednej z sond ulicznych zapytano Amerykanów, czy nie uważają, że jedzenie, które zawiera DNA, powinno być wyraźnie oznakowane. Większość uważała, że tak, bo DNA jest przecież groźne. Może odpowiadającym DNA pomyliło się z GMO, czyli modyfikacjami genetycznymi? DNA zawiera wszystko, co kiedyś żyło. Zarówno rośliny, jak i zwierzęta. DNA spożywamy od początku naszego istnienia. GMO to pieśń ostatnich lat. Wielokrotnie badana. Nie ma żadnych dowodów na to, by była szkodliwa. Tylko jakie znaczenie mają ustalenia setek naukowców, skoro ktoś na YouTube powiedział, że szczury po zjedzeniu zmodyfikowanej paszy gromadnie zachorowały na raka?

Jeszcze gorzej sprawa się ma ze szczepionkami. Tutaj emocje sięgają zenitu. A tam, gdzie są emocje, nie ma miejsca na rzeczową dyskusję. I tak szefowa stowarzyszenia, która nie ma jakiegokolwiek wykształcenia medycznego, jest większym autorytetem niż tuzin, dwa tuziny, a nawet 10 tuzinów lekarzy czy naukowców. Kilka kłamliwych zdań anty- szczepionkowców bardziej trafia do pewnej grupy ludzi niż wykresy, dane i mapy. I można setki razy tłumaczyć, że szczepionek nie robi się z abortowanych dzieci, że nie mają one nic wspólnego z autyzmem i że ich celem nie jest zniewolenie całych społeczeństw. Niewiele to zmienia, bo ludzi negujących zasadność szczepień (a coraz częściej także antybiotykoterapii) jest coraz więcej. Co może się wydawać totalnie niezrozumiałe, można odnieść wrażenie, że podobnie rośnie liczba osób, które uważają, że Ziemia jest płaska. Naprawdę! Przed laty na spotkaniach od czasu do czasu po wykładzie podchodził do mnie ktoś z pytaniem, jak to jest z tą okrągłością Ziemi. Takie pytania były zadawane na uboczu, tak żeby nikt nie słyszał. Bo jeszcze kilka lat temu pytać o to było wstydem. Dzisiaj już nim nie jest. Zdarza się, że takie pytania padają z ust słuchaczy przy pełnej sali.

– Jak jest okrągła, skoro gdziekolwiek idę, to widzę, że jest płaska?

– Przecież na zdjęciach wykonanych np. z Księżyca widać wyraźnie, że jest okrągła!

– Na jakich zdjęciach? Przecież nas nigdy nie było na Księżycu!

No tak, zapomniałem. Lot na Księżyc został nakręcony w studiu.

Mów do wody

Każdy chyba widział białe smugi ciągnące się za samolotami odrzutowymi. To są tzw. smugi chemiczne. Samoloty pasażerskie natomiast rozpylają chemikalia, dzięki którym światowy rząd, Kościół, Bank Światowy, korporacje* (*niepotrzebne skreślić) mogą panować nad całymi społeczeństwami. Wdychając te chemikalia, chorujemy, a wiadomo, że kto chory, ten kupuje lekarstwa. No i biznes się kręci. Proste – prawda?

Tak samo jak proste jest stwierdzenie, że podawanie ogromnych dawek witaminy C jest w stanie wyleczyć wiele poważnych chorób, z nowotworowymi włącznie. Tyle tylko, że to kompletna bzdura. Tak samo jak to, że zażywając witaminę B, można wyleczyć schizofrenię. Co robić, gdy masz zawał? Uciskaj widelcem albo wykałaczką skórę pod nosem. Co robić, gdy jesteś chory? Pij wodę utlenioną (absolutnie proszę tego nie robić, to może być niebezpieczne!). To tylko niektóre twierdzenia, publicznie wypowiadane przez Jerzego Ziębę. Choć z wykształcenia jest inżynierem maszyn górniczych, dla wielu ludzi to większy autorytet w kwestiach medycyny niż niejeden profesor. Gdy nic nie pomaga, zawsze można kupić jeden z suplementów, które firma Zięby produkuje, albo za kilka tysięcy złotych nabyć strukturyzator wody. On przywraca wodzie pamięć! Pamięć tego, co wcześniej wodzie się powiedziało. Tak, tak, do wody przed jej wypiciem trzeba mówić!

To, że są ludzie, którzy zarabiają na oszustwie i naiwności innych, to oczywiste. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. To, że są tacy, którzy z różnych powodów chętnie dzielą się alternatywnym opisem rzeczywistości – to też żadna nowość. Ale dlaczego tak wiele osób na te oszustwa daje się nabrać?

Częściowo to wina naszego mózgu. Za prawdziwe uważamy opisy, które rozumiemy. Mając więc dwa wytłumaczenia jakiegoś zjawiska, większość z nas, jak gdyby intuicyjnie, za prawdziwe przyjmie to łatwiejsze do zrozumienia. Widzisz smugi ciągnące się za samolotem? W co łatwiej uwierzyć? W to, że to rozpylane chemikalia, czy w historię o zmianie stanu skupienia wody na jądrach kondensacji, które dostają się do powietrza w wyniku reakcji spalania, do której dochodzi w silniku?

Dom i fundament

Z tym opisanym wyżej mechanizmem wiąże się kolejny, tak zwane dysonanse poznawcze. To trochę jak budowanie domu. Mamy fundament i on jest podstawą. Na nim budujemy resztę. Jeżeli ta reszta nie pasuje do fundamentu, odrzucamy ją. To też zrozumiałe, fundamentów się nie rusza. Ruszyć, przebudować, rozebrać można jedynie ściany. Idealnym przykładem jest tutaj totalne kwestionowanie całej teorii ewolucji. Wiele osób robi to nie z powodu przemyślenia jej podstaw naukowych, tylko z powodu dysonansu właśnie. Przekonania fundamentalne, które mówią, że człowiek i zwierzęta to inne biologicznie światy, albo twierdzą, że ewolucja przeczy aktowi Boskiego stworzenia, na wstępie dają posłuch kreacjonistom. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że to nie fakty (ściany) są do zmiany, tylko fundament jest do przemyślenia. Mechanizmy ewolucyjne nie stoją w sprzeczności z wiarą, że Bóg stworzył świat, mówiło o tym kilku papieży. By to sprawdzić, wystarczy poświęcić parę minut. Z natury rzeczy jesteśmy jednak leniwi. Skoro to, co mówią kreacjoniści, pasuje do naszych przekonań fundamentalnych – sprawa jest jasna. Wszystko gra.

W tym momencie warto jasno powiedzieć, że dysonans poznawczy nie jest tylko problemem ludzi wierzących. Jest problemem także tych, którzy uważają się za światłych właśnie przez to, że pozornie nie mają żadnych przekonań fundamentalnych. Ateizm nie jest prostym brakiem wiary w Boga, jest także zestawem alternatywnych wierzeń o pochodzeniu i naturze wszystkiego, co nas otacza. Taki właśnie, motywowany religijnie – albo raczej antyreligijnie – był silny sprzeciw wobec teorii Wielkiego Wybuchu. Wielu fizykom w pierwszych dekadach XX wieku koncepcja Wielkiego Wybuchu kojarzyła się z Boskim aktem stworzenia opisanym w Biblii. Oliwy do ognia dolewał fakt, że autorem tej koncepcji był matematyk, ale też katolicki ksiądz Georges Lemaître. Dysonans to kłopot nas wszystkich.

Obydwa opisane mechanizmy (a można by do tej listy dodać jeszcze jeden – tzw. plemienność, chęć bycia częścią grupy) mają głęboko ewolucyjne korzenie. One są fizjologiczne i rodzimy się z nimi. Gdy nie mamy świadomości ich istnienia, stajemy się wobec nich bezbronni. To szkoła i edukacja (także domowa) powinny nas nauczyć obchodzenia się z nimi. Tyle tylko, że nie uczą. Nie uczą też tzw. metody naukowej. A ta opiera się nie na subiektywnych odczuciach, ale wielokrotnie powtarzanym pomiarze i eksperymencie. Doskonałym przykładem jest homeopatia. Nie ma żadnych naukowych podstaw, nie jest potwierdzona żadnymi poważnymi badaniami. To nie przeszkadza jednak ani pacjentom, ani lekarzom i farmaceutom. Dlaczego? Ci ostatni na niej zarabiają. Ci pierwsi kierują się subiektywnym odczuciem, że „po tych zielonych tabletkach moja znajoma poczuła się lepiej”. Nie przeczę, ale to nie dowód, że one działają.

Łatwe, proste i przyjemne?

Nauka to proces poznawania świata. Nie rozstrzygniemy filozoficznego problemu, czy kiedykolwiek poznamy świat w całości. Z całą pewnością dzisiaj jesteśmy od tego momentu bardzo daleko. Medycyna nie potrafi wyleczyć wielu chorób, a oszuści twierdzą, że to umieją. Do kogo bliżej człowiekowi zrozpaczonemu z powodu choroby? Pseudonaukowcy tłumaczą świat prosto, a rzeczywistość nie zawsze taka jest. Bazują na emocjach, a te częściej przeszkadzają nam w zrozumieniu zjawisk, niż pomagają. Gdy naukowiec mówi, że szczepienia są bezpieczne, choć nie można wykluczyć komplikacji poszczepiennych u bardzo niewielkiej grupy dzieci, a antyszczepionkowiec pokazuje zdjęcie sparaliżowanego dziecka, twierdząc, że to z powodu szczepionek – komu damy wiarę? Jaką decyzję – np. jako młodzi rodzice – podejmiemy? Pseudonauki dają pocieszenie i poczucie zrozumienia rzeczywistości. Nauka oparta na pomiarze i doświadczeniu bywa bezduszna i skomplikowana. Co zatem – nauka czy pseudonauka – może być źródłem frustracji, a czasami rozpaczy? A czy popkultura nie uczy nas (i nasze dzieci), że życie ma być łatwe, proste i przyjemne?

Edukacja i wychowanie powinny nas na to wszystko uodparniać, ale tego nie robią. Osoba wiedząca więcej zawsze była z racji swojej wiedzy szanowana. Ten szacunek wynikał także ze świadomości, że pozyskiwanie wiedzy wymaga sporego nakładu pracy. Dzisiaj każdy może wiedzieć więcej. Wystarczy, że poogląda kilka materiałów wideo na YouTubie, w których od domorosłych specjalistów usłyszy, że dyplom nie jest ważny, że liczy się wykształcenie nieformalne. Nieformalne, czyli jakie?

Wróćmy do nas. Problem nie leży moim zdaniem w niewiedzy, ale raczej w braku chęci pozyskania i zweryfikowania informacji. I polega na tym, że idziemy na łatwiznę. Szybki obieg informacji i zmiana technologiczna, która powoduje, że zerowym kosztem można tworzyć treści, które oglądają miliony, tylko pogłębiają ten stan. Co zatem robić? Stawiać dzieciom wyżej poprzeczkę, uczyć samodzielności w myśleniu opartym na faktach i prawdopodobieństwie. No i pokazywać, że aby coś w życiu osiągnąć, trzeba się napracować. Firma Lego, ta od klocków, przeprowadziła w USA, Wielkiej Brytanii i Chinach badania, pytając dzieci o to, kim chciałyby zostać w przyszłości. W USA i Wielkiej Brytanii dzieci (około 30 proc. pytanych) najczęściej odpowiadały, że youtuberami (czyli w powszechnym odczuciu osobami, które bez wysiłku zarabiają duże pieniądze). Z kolei w Chinach chciały latać w kosmos (56 proc. pytanych). W Państwie Środka 95 proc. pytanych dzieci chciałoby się przekonać, czy istnieje życie poza Ziemią, ale już w Wielkiej Brytanii i Ameryce ciekawych tego tematu jest około 60 proc. dzieci.

Dlaczego tak wiele osób identyfikuje się z ludźmi twierdzącymi, że Ziemia jest płaska, szczepionki i GMO zabijają, a człowiek nigdy nie wylądował na Księżycu? Bo zatracamy ciekawość, gubimy dociekliwość i coraz częściej zapominamy o ambicji, by dowiedzieć się więcej, by poszperać głębiej. A w swoich bańkach internetowych nie odczuwamy z tego powodu ani grama wstydu. •

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.