Ostatnia porażka króla narcos

Jakub Jałowiczor

|

GN 31/2019

publikacja 01.08.2019 00:00

Krępy mężczyzna speszonym głosem przyznaje, że narkotyki są szkodliwe. No ale nie miał wyjścia, w jego okolicy nie było innej pracy.

„El Chapo” znów trafił  za kratki. Tym razem  chyba na dobre. „El Chapo” znów trafił za kratki. Tym razem chyba na dobre.
MARIO GUZMAN /epa/pap

Joaquín Guzmán zwany „El Chapo” stoi na tle ogrodzeń gospodarskich, a jego słowa zagłusza pianie koguta. Na dalszym planie pojawia się jakiś człowiek. Można go pomylić z rolnikiem, ale to żołnierz prywatnej armii chroniącej narkotykowego bossa. Gangster jest bohaterem wywiadu, który przeprowadziła z nim para aktorów Sean Penn i Kate del Castillo. Niedługo potem został aresztowany przez żołnierzy meksykańskiej piechoty morskiej. Wtedy nie grał już nieśmiałego. – Wszyscy zginiecie – powiedział do przesłuchujących go policjantów.

Stówa dla prezydenta

„El Chapo” uciekał z więzienia już dwukrotnie. Tyle tylko, że działo się to w Meksyku, gdzie był w stanie kupić niemal każdego. Miał płacić nawet prezydentowi kraju. Takie zeznania złożył kilka miesięcy temu Alex Cifuentes Villa, kolumbijski baron narkotykowy, który w latach 2007–2013 blisko współpracował z Guzmánem. W 2013 r. Kolumbijczyk został aresztowany i trafił do USA, gdzie w zamian za ochronę złożył zeznania. Według Cifuentesa wybrany w 2012 r. na prezydenta Meksyku Enrique Peña Nieto zażądał od „El Chapo” łapówki w wysokości 250 mln dolarów za wstrzymanie poszukiwań. Król narkotykowy zgodził się zapłacić 100 mln. Pieniądze podobno przekazano w walizkach. Były prezydent Meksyku stanowczo odrzuca oskarżenie, a Cifuentes nie przedstawił dowodów popierających jego słowa. Niewątpliwie jednak polityka Peñi Nieto wobec karteli narkotykowych była nietypowa. Meksykański przywódca ogłosił, że walka z gangsterami przynosi rezultaty odwrotne od zamierzonych, więc należy ją wstrzymać. W efekcie w niektórych częściach kraju ludzie pozostawieni sami sobie chwycili za broń i zorganizowali oddziały zwane vigilantes (hiszp. strażnicy). Walczyli z kartelami i wypędzali skorumpowanych urzędników. Peña Nieto wysyłał przeciwko vigilantes wojsko i policję.

Jak zostać królem

„El Chapo” stał się bohaterem dwóch seriali oraz niezliczonych piosenek. Otacza go wiele legend. Niepewna jest nawet data jego narodzin – był to 1954 lub 1957 rok. Pewne jest to, że Joaquín Archivaldo Guzmán Loera przyszedł na świat we wsi La Tuna w stanie Sinaloa. Jego rodzice byli ubogimi rolnikami, matka żyje do dziś. Ojciec uprawiał podobno mak służący do produkcji opium. Joaquín był najstarszy z siedmiorga rodzeństwa. Znajomi wspominali, że od zawsze lubił pieniądze. Kiedy odwiedzał bliskich, obwieszał się sztuczną biżuterią. Miał żyłkę do interesów. Pomagał rodzinie, handlując pomarańczami. Jako 15-latek zajął się uprawą marihuany. Miał też współpracować z wujem Pedro Avilésem Pérezem, który należał do pierwszego pokolenia meksykańskich bossów narkotykowych. Guzmán zyskał wtedy pseudonim, w lokalnym slangu oznaczający „niski”. „El Chapo” ma 164 cm wzrostu. Nie zdobył wykształcenia, choć już jako nastolatek udowadniał, że jest inteligentny i potrafi planować skomplikowane działania. Umiał też manipulować ludźmi. Kiedyś, będąc bossem, powiedział człowiekowi, który wahał się, czy wykonać wydany na kogoś wyrok śmierci: „Albo jego matka będzie płakać, albo twoja”.

Gdy w roku 1978 Pérez został zastrzelony przez policję, w miejsce jego grupy powstał kartel z Guadalajary, kierowany przez Miguela Gallardo. Ten potrafił zawrzeć rozejm między grupami z różnych części Meksyku, dzieląc kraj na strefy wpływów. Zapewnił sobie spokój ze strony rządzącej krajem Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, gwarantując jej określoną liczbę głosów. „El Chapo” działał u Gallardo i szybko awansował. Jednym z jego pomysłów było przemycanie narkotyków w gaśnicach. W 1985 r. ludzie kartelu uprowadzili agenta amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA Enrique Camarenę. Torturowali go i zamordowali. Pod naciskiem USA aresztowano współpracowników Gallardo, a w 1989 r. także jego samego. Wtedy Guzmán przejął kontrolę nad grupą, zreorganizował ją i nazwał kartelem z Sinaloi.

Prywatne zoo i wyrzutnie rakiet

Biografowie „El Chapo” podają, że zatrudniał pół miliona osób. Przez lata 90 proc. narkotyków przerzucanych do Stanów Zjednoczonych pochodziło właśnie od tego człowieka. Przenoszono je m.in. podziemnymi tunelami biegnącymi pod granicą państw. Meksykański mafioso przerzucał też środki odurzające do Europy, gdzie konsumowano ich więcej niż na kontynencie amerykańskim i lepiej za nie płacono. Handlował ponadto z Afryką i Azją. Po aresztowaniu jego majątek szacowano na ponad 12 mld dolarów (przez całe życie miał zarobić 14 mld dolarów). W 2009 r. znalazł się na liście najbogatszych ludzi świata według „Forbesa”. Amerykański Departament Sprawiedliwości uznał, że część jego pieniędzy wyprał brytyjski bank HSBC, który w ramach kary zgodził się zapłacić blisko 2 mld dol. Pieniądze były Guzmánowi potrzebne na inwestycje i łapówki. Nawet jeśli doniesienia o opłacaniu prezydenta nie są prawdziwe, to niewątpliwie „prezenty” przyjmowali wysocy urzędnicy, a wojskowi otrzymywali je w zamian za ogłaszanie polowania na „żywych lub martwych” gangsterów, którzy przeszkadzali „El Chapo”. Sporo kosztowało też wyposażanie mafijnych żołnierzy, dysponujących m.in. wyrzutniami rakiet ziemia–powietrze i łodzią podwodną. Narkotykowy król wydawał ogromne kwoty na życie w luksusie. Miał prywatne zoo, rezydencję w Acapulco i jacht, który nazwał „Chapito”. Kilka razy się żenił i miał wiele kochanek.

Po dwóch stronach krat

Po raz pierwszy wpadł w 1993 roku – po zamordowaniu na lotnisku w Guadalajarze biskupa Juana Ocampo. Według oficjalnej wersji duchowny zginął, bo pomylono go z Guzmánem. Według innej – Ocampo wiedział za dużo o związkach polityków z kartelami. Pod naciskiem opinii publicznej władze aresztowały „El Chapo”. Mafijny boss żył w więzieniu jak król i spokojnie kierował interesami. W 2001 r. wydano zgodę na ekstradycję gangstera do USA, gdzie groziła mu kara śmierci. Wtedy uciekł. Według oficjalnych informacji dokonało się to w wózku na bieliznę. Jest jednak niemal pewne, że „El Chapo” po prostu zapłacił strażnikom i wyszedł.

W 2006 r. wybuchła wojna między meksykańskimi kartelami. Codziennością stały się sytuacje, kiedy na środek miasteczka wjeżdżała ciężarówka, z której gangsterzy wyrzucali poćwiartowane zwłoki zaginionych ludzi. Liczba ofiar mogła sięgać nawet 100 tysięcy. W 2014 r. Guzmán znów trafił za kraty, lecz już półtora roku później uciekł z więzienia przez specjalnie zbudowany tunel o długości 1,5 km, którego początek znajdował się w celi „El Chapo”. Jakimś cudem strażnicy nie usłyszeli odgłosów kopania i wybijania dziury w podłodze. Niedługo potem świat obiegł wywiad, w którym Sean Penn bezkrytycznie przyjmuje naiwne wypowiedzi szefa kartelu. Jeden z agentów DEA mówił potem, że Guzmán był namierzony, ale gdy na miejscu akcji znienacka pojawił się holly- woodzki gwiazdor, operację trzeba było wstrzymać. W styczniu 2016 r. gangster został schwytany. Wydano go Stanom Zjednoczonym pod warunkiem jednak, że nie podejmą próby skazania go na śmierć. Amerykański sąd skazał Guzmána na dożywocie i dodatkowo 30 lat więzienia.

Wyroku narkotykowy boss słuchał zaskoczony i kompletnie rozbity. Buta, którą prezentował podczas aresztowania w Meksyku, całkowicie go opuściła. Trafił do więzienia we Florence w stanie Kolorado, przeznaczonego dla najgroźniejszych bandytów w USA. Jego sąsiadami są m.in. „Unabomber” Ted Kaczynski i czekający na egzekucję zamachowiec z Bostonu Dżochar Carnajew. „El Chapo” nie może odbywać widzeń z rodziną, nie ma też możliwości wychodzenia z celi. Wszystko wskazuje więc na to, że historia najsłynniejszego meksykańskiego handlarza narkotyków znalazła finał.

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.