Żydowska mama katolickiej świętej

Jerzy Micułek

publikacja 09.08.2019 08:00

Matka Edyty Stein była kobietą prostą, ale jednocześnie bardzo mądrą. Potrafiła patrzeć sercem na dorastanie swej córki - mówi dr hab. Halina Dudała, historyk i archiwista, fanka Karmelu i św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein).

Żydowska mama katolickiej świętej Augusta Stein z domu Courant Wikitree

Jerzy Micułek: Święta, patronka Europy - brzmi pomnikowo. Zdaje się jednak, że Edyta Stein była trudnym dzieckiem?

Halina Dudała: Na pewno była wrażliwa. W swojej autobiografii napisała, że żyła w swoim wewnętrznym świecie: "Nie umiałam niczego podejmować, dopóki nie poruszył mnie bodziec z wewnątrz. Postanowienia rodziły się w jakiejś nieznanej mi głębi. Gdy doszły do jasnego światła świadomości i przybrały formę myśli, wtedy mnie już nic nie mogło powstrzymać."

Nawet w wieku 15 lat.

Tak. To był rok 1906. "Był to czas - pisała w autobiografii - gdy dotychczasowe czteroletnie kursy z zakresu gimnazjum realnego, udzielane po ukończeniu naszej klasy dziewiątej zamieniono na sześcioletnie gimnazjum realne, do którego przyjmowano po klasie siódmej. Nasz rocznik spotkał ten los, że na czteroletnie kursy już nas nie przyjęto, a w sześcioletnim gimnazjum musiałyśmy jeden rok stracić, co mnie trochę odstraszało".

Czyli Edyta Stein była ofiarą reformy systemu oświaty...! (śmiech)

Podjęła decyzję - a miała wtedy 15 lat! - że nie pójdzie do gimnazjum. Po latach pisała o tym tak: "Myślę, że właściwym powodem był (...) mój zdrowy instynkt, który mi mówił, że już dość długo siedziałam na  ławie szkolnej i potrzeba mi czego innego. (...) Przyczyna leżała w tym, że wtedy zaczęły mnie zajmować różne problemy światopoglądowe, o których w szkole prawie nic się nie mówiło, ale głównie trzeba to było wytłumaczyć rozwojem fizycznym". I teraz najważniejsze: "Mama nie sprzeciwiała się mej stanowczej chęci opuszczenia szkoły. - Nie będę cię zmuszać - powiedziała. -  Chciałaś się uczyć, więc ci pozwoliłam. jeśli teraz wolisz odejść, czyń jak chcesz".

I odeszła. Dokąd?

Na 10 miesięcy pojechała do Hamburga, do krewnej, która chorowała i trzeba jej było pomóc zwłaszcza przy dzieciach. "Czas spędzony w Hamburgu, tak, jak to teraz widzę, był pewnym stadium przepoczwarzania się. Żyłam w ciaśniejszym gronie iż domu i jeszcze wyłączniej w moim wewnętrznym świecie" - pisała później Edyta.

Kiedy zastanawiam się nad tym momentem w życiu przyszłej karmelitanki, uderza mnie postawa jej matki, która - choć mogła i miała do tego prawo - nie wywierała presji na 15-letniej córce.

Może jednak powinna ją wywrzeć?

Myślę, że to była ta szczególna mądrość rodzica, który patrzy sercem i widzi, co w życiu jego dziecka jest ważne i potrzebne. Stoi przy nim cierpliwie, nawet jeśli to wbrew opinii otoczenia. I jeszcze jedno ważne wspomnienie Edyty Stein  dobrze opisujące zachowanie Augusty Stein w tamtej sytuacji:  "Matka przez cały ten czas milczała, co chroniło mnie przed bolesnym naciskiem ze strony innych". Można zatem przypuszczać, że różnego rodzaju nalegania i naciski ze strony otoczenia jednak były i że postawa matki roztoczyła nad Edytą swego rodzaju parasol ochronny.

Może po prostu rozumiała, że jej najmłodsza córka jest nieprzeciętna? Że może - albo nawet powinna - pozwolić jej na samodzielne podejmowanie decyzji? Edyta pisała, że już w dzieciństwie mówiono o niej, że jest mądra - czego zresztą szczerze nie znosiła, bo uważała, że bycie dobrym jest ważniejsze niż bycie mądrym.

Nie wiem, czy Augusta Stein  tak postrzegała swoją nastoletnią córkę. Być może. Ale pamiętajmy też, że w rodzinie Steinów było jedenaścioro dzieci bardzo różniących się od siebie charakterami, zdolnościami, wrażliwością. Matka Edyty Stein była kobietą prostą, ale jednocześnie bardzo mądrą. Widziała, że jej dzieci są różne: jedne bardziej zdolne, inne - mniej. Były wśród nich takie, które miały wielką potrzebę własnej autonomii i takie, które - przynajmniej do pewnego momentu - potrzebowały prowadzenia za rękę.

Żydowska mama katolickiej świętej   Rodzina Steinów. Augusta Stein (siedzi pośrodku), po jej prawej stronie mąż Siegfried (krótko przed śmiercią). Edyta - druga od prawej w dolnym rzędzie. repr. HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Edyta rzuciła szkołę. A mimo to, zrobiła karierę zawodową - obroniła doktorat u Husserla, została asystentką wybitnego filozofa.

Nie nazwałabym tego „rzuceniem szkoły”. Ostatecznie Augusta Stein wyraziła zgodę na przerwę w nauce, a jednocześnie otoczyła Edytę jeszcze większą troską. Pobyt w Hamburgu był bowiem czasem na zacieśnienie więzi rodzinnych, na rozmowy z kuzynami i  czytanie książek, ale także na odpoczynek. Ten pozorny czas „nicnierobienia” okazał się bardzo ważny i potrzebny. I dodajmy jeszcze, że po tych dziesięciu miesiącach Edyta sama poprosiła matkę o możliwość kontynuowania nauki w gimnazjum. Cała ta sytuacja pokazuje zatem, że rozwój dziecka nie jest liniowy. Są w nim momenty pozornego zatrzymania.

Albo nawet regresu.

Tak. Ale to nie oznacza, że nic się wtedy nie dzieje.

Zauważyłam, że w życiorysach wielu świętych są takie momenty czy też etapy, które zwykle dość szybko przebiegamy wzrokiem, a nad którymi warto zatrzymać się dłużej i zastanowić, bo nie wszystko jest w nich takie oczywiste. Opisywana przeze mnie historia z życia nastoletniej Edyty Stein jest jednym z takich właśnie momentów. Przy głębszej analizie dostrzec można wielką rolę matki w procesie dojrzewania Edyty.

To oczywiste, że matka czy szersza rodzina mają wpływ na wychowanie dziecka.

To prawda. Ale takie historie mogą dodać odwagi współczesnym rodzicom zmagającym się z różnymi problemami wychowawczymi. Czasem te problemy widać bardzo wyraźnie. Tak było np. z siostrą Małej Tereski z Lisieux, Leonią. Miała w życiu wiele momentów, które można byłoby uznać za porażki - jej samej, jej rodziców, całej rodziny. Ale kiedy się popatrzy na całość jej życia, to widać, że miłość rodziców, cierpliwe trwanie przy córce, nieocenianie i nieporównywanie z innymi, pomogły jej odnaleźć i zrealizować powołanie.

Choć - w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych sióstr - nie było to powołanie karmelitanki, lecz wizytki.

I to mi się właśnie podoba! Ja kocham Karmel, ale najwyraźniej Leonia potrzebowała do rozwoju innego środowiska. Widać, że to była wielka indywidualistka.

Wracając do Augusty Stein, zastanawiam się, czy ona sama była zadowolona z siebie jako matki. Bo nigdy nie zaakceptowała decyzji Edyty o wstąpieniu do Karmelu.

Edyta Stein pytana przez znajomych o motywy swojej decyzji wstąpienia do Karmelu odpowiadała: ”Secretum meum mihi” (Moja tajemnica jest moja). Myślę, że taką tajemnicą, której nie musimy odkrywać, jest także to, o co pan pyta.

Warto jednak zauważyć, że w tekście autobiografii napisanej przez Edytę Stein już w klasztorze uderza, z jaką miłością i wdzięcznością pisze o swojej matce. Bo Augusta rozumiała, że - nie lekceważąc rozumu i doświadczenia życiowego - trzeba umieć patrzeć na dorastanie naszych dzieci i ich decyzje głęboko, sercem.