Stracone złudzenia

Edward Kabiesz

|

Nowy Numer 28/2019

publikacja 11.07.2019 00:00

Witalij Manski pracował dla Putina, kręcąc film wspomagający jego pierwszą kampanię wyborczą. Nagrane wówczas materiały wykorzystał teraz w filmie dokumentalnym „Świadkowie Putina”.

Borys Jelcyn kilka miesięcy po tym, jak wyznaczył na swojego następcę Władimira Putina, zorientował się, że popełnił błąd. Borys Jelcyn kilka miesięcy po tym, jak wyznaczył na swojego następcę Władimira Putina, zorientował się, że popełnił błąd.
filmstill

W ostatnich scenach, realizowanych w mieszkaniu Borysa Jelcyna dokładnie rok po objęciu władzy przez Władimira Putina, były prezydent Rosji nie ukrywa swego rozczarowania. A przecież w grudniu 1999 roku to właśnie Jelcyn, rezygnując ze stanowiska, sprawił, że jego dotychczasowy premier objął stanowisko p.o. prezydenta. Kilka miesięcy później Putin wygrał wybory prezydenckie. Ostatnie sceny jaskrawo kontrastują z tym, co widzimy na początku, kiedy Jelcyn rekomenduje Putina na najważniejsze stanowisko w państwie. Dlaczego były prezydent zmienił zdanie? Dlaczego, jak słyszymy w filmie, „zdystansował się od swojego następcy”? I dlaczego Witalij Manski, któremu wydawało się, że realizując filmy w czasie kampanii, jest tylko świadkiem rozgrywających się wydarzeń, w finale dochodzi do wniosku, że „milczące świadkowanie zmienia świadków we współwinnych”?

Kim jest ten człowiek?

Twórcy dokumentu udało się zgromadzić w „Świadkach Putina” interesujące materiały archiwalne dotyczące prezydenta Rosji, jego współpracowników i ludzi w różny sposób związanych z objęciem przez niego władzy. Jak do tego doszło? Otóż Manski, dokumentując te wydarzenia, miał za zgodą samego Putina bezpośredni dostęp do sztabu wyborczego, mógł też brać udział w spotkaniach prezydenta z ludźmi w Moskwie i w całej Rosji.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.