Witalij Manski pracował dla Putina, kręcąc film wspomagający jego pierwszą kampanię wyborczą. Nagrane wówczas materiały wykorzystał teraz w filmie dokumentalnym „Świadkowie Putina”.
Borys Jelcyn kilka miesięcy po tym, jak wyznaczył na swojego następcę Władimira Putina, zorientował się, że popełnił błąd.
filmstill
W ostatnich scenach, realizowanych w mieszkaniu Borysa Jelcyna dokładnie rok po objęciu władzy przez Władimira Putina, były prezydent Rosji nie ukrywa swego rozczarowania. A przecież w grudniu 1999 roku to właśnie Jelcyn, rezygnując ze stanowiska, sprawił, że jego dotychczasowy premier objął stanowisko p.o. prezydenta. Kilka miesięcy później Putin wygrał wybory prezydenckie. Ostatnie sceny jaskrawo kontrastują z tym, co widzimy na początku, kiedy Jelcyn rekomenduje Putina na najważniejsze stanowisko w państwie. Dlaczego były prezydent zmienił zdanie? Dlaczego, jak słyszymy w filmie, „zdystansował się od swojego następcy”? I dlaczego Witalij Manski, któremu wydawało się, że realizując filmy w czasie kampanii, jest tylko świadkiem rozgrywających się wydarzeń, w finale dochodzi do wniosku, że „milczące świadkowanie zmienia świadków we współwinnych”?
Kim jest ten człowiek?
Twórcy dokumentu udało się zgromadzić w „Świadkach Putina” interesujące materiały archiwalne dotyczące prezydenta Rosji, jego współpracowników i ludzi w różny sposób związanych z objęciem przez niego władzy. Jak do tego doszło? Otóż Manski, dokumentując te wydarzenia, miał za zgodą samego Putina bezpośredni dostęp do sztabu wyborczego, mógł też brać udział w spotkaniach prezydenta z ludźmi w Moskwie i w całej Rosji.
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.