Duch Christianitas

Marek Jurek

|

GN 27/2019

Dwa pierwsze renesansy – karoliński i XII wieku – były katolickie. Następny też może być taki.

Duch Christianitas

Rozmowy Pawła Milcarka z ojcem opatem Antoinem Forgeotem z francuskiego benedyktyńskiego klasztoru Fontgombault zatytułowane „Z całą prostotą” to książka znakomicie oddająca ducha Christianitas. Zarówno magazynu „Christianitas” (którego wielu redaktorów i przyjaciół jest benedyktyńskimi oblatami), jak i cywilizacji chrześcijańskiej, której pismo chce służyć i która mu jednocześnie patronuje.

W centrum tej cywilizacji znajdują się Bóg i porządek stworzenia. Ten drugi nie jest autonomiczny wobec Stwórcy – ostatni sobór powszechny przypomniał to bardzo mocno. Ale tę autonomię (a nawet niezależność, zdolność życia w oderwaniu od źródła) przypisują dziś zrodzonej z Christianitas cywilizacji europejskiej także chrześcijanie. Niestety, również u nas, w Polsce bez przerwy słyszymy, że chrzest wprowadził nas do kultury europejskiej, a społeczna wartość chrześcijaństwa polega na tym, że stanowiło zapowiedź praw człowieka. Taka retoryka wartości dodane czyni ważniejszymi od ich źródła.

Istotą duchowości benedyktyńskiej jest całkowite zwrócenie do Boga, szukanie Go i uznanie Jego suwerenności. Ta postawa nie jest indywidualizmem, ma znaczenie społeczne. Wokół pierwszych klasztorów benedyktyńskich powstawały miasta, rodziło się życie społeczne, a sami mnisi byli wychowawcami monarchów i ojcami narodów. Nasze pierwsze kroniki, nasza pamięć narodowa budziły się w benedyktyńskich klasztorach. Oczywiście Gall Anonim nie był rdzennym Polakiem. Ale właśnie ta miłość „miejsca” – miejsca, które Bóg dał poprzez urodzenie albo bieg spraw życiowych – i idący za nią udział we wspólnocie losu społeczności, w której życie Bóg nas włączył, doskonale wyrażała uniwersalizm chrześcijaństwa. Nie odcieleśniony uniwersalizm gnostycki, opozycyjny wobec wszystkiego, co odrębne, gardzący każdym przywiązaniem, wyniośle odrzucający różnice, w które jesteśmy uwikłani jako ludzie, ale głęboko ludzki uniwersalizm katolicki, cierpliwie harmonizujący nasze odrębności, kierujący ku Temu, który nas wszystkich łączy. Uniwersalizm wyrażający się w dzieleniu życia braci.

Święty Teodor Studyta mówił, że kto chce „służyć tylko Bogu i żyć w Bożym pokoju, staje się źródłem pokoju dla innych”. Dlatego, ze względu na tę wartość pokoju, już w naszych czasach o. Paul Delatte twierdził, że „mnisi powinni być w pełni mnichami, a każdy chrześcijanin powinien być trochę mnichem”. Kontemplacja jest potrzebna wszystkim. Jeżeli jest trudna, to dlatego, że kultura współczesna nie rozumie już niemego zachwytu, podziwu dla tego, co nas nieskończenie przekracza, oddania dla Tego, któremu mamy służyć. Remedium na to niezrozumienie, lekarstwem dla umysłu jest piękno. W reakcji na piękno zachwyt przestaje być biernością. Kardynał Journet uważał, że z punktu widzenia uczestnictwa w życiu liturgicznym Kościoła słuchanie – czy uchem, czy sercem – jest naprawdę tak samo aktywne jak mówienie.

Ojciec Forgeot, bohater książki, mówi, iż „w klasztorze wszystko powinno być tak piękne, jak to tylko jest możliwe. Oczywiście tak, żeby nie było to tylko dążenie światowe albo czysto estetyczne. Piękno ma być na chwałę Bożą, gdyż piękno jest splendor veritatis, jest blaskiem prawdy (...) piękno pomaga, gdy pojawiają się trudności”. Dziś piękno naszych katedr i sztuki katolickiej, religijnych obrazów i muzyki sakralnej to wołający do nas głos wieków wiary. Słuchając go, możemy odzyskać pamięć, ducha wiary naszych przodków i naszą cywilizację. Prawdą trzeba oddychać i wtedy życie staje się modlitwą. Ojciec Forgeot mówi, że „stan oratio continuata, modlitwy ciągłej (...) niekoniecznie polega na nieustannym modleniu się na klęczkach, lecz jest pamięcią o Bogu, pamiętaniem w myślach o Bogu, powracaniem do Niego tak często, jak tylko to jest możliwe dla naszej ułomności i natury”. O takiej jedności wiary i życia, piękna i prawdy, polityki i etyki mówił św. Jan Paweł II do prezydentów Europy Środkowej 20 lat temu w Gnieźnie, i to właśnie przedstawiał jako warunek nowego renesansu chrześcijańskiej Europy.

Ktoś w tym miejscu zwróci mi uwagę, że „chrześcijański renesans” to oksymoron. Takie wrażenie to kolejny dowód na to, jak bardzo straciliśmy ducha Christianitas. Zanim bowiem nastąpił renesans nowożytny, Europa przeżyła już dwa wcześniejsze – karoliński i XII wieku. Następny może więc być znowu katolicki – za tym właśnie przemawia historyczna reguła. Tamten pierwszy, który rozkwitł pod panowaniem Karola Wielkiego, dojrzewał w benedyktyńskich klasztorach, choć dla tych wspólnot nie to było najważniejsze. „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8,35).•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.