Blizny przynależności do Chrystusa

Przeciwnicy św. Pawła starali się na różne sposoby torpedować efekty pracy Apostoła Narodów w Galacji i to z nimi autor polemizuje.

Blizny przynależności do Chrystusa

Twierdzili na przykład, że nie jest on prawdziwym apostołem, bo nie należał do grona Dwunastu, którzy towarzyszyli Panu Jezusowi. Dlatego Paweł przypomina objawienie pod Damaszkiem, gdzie ukazał mu się Zmartwychwstały i posłał go z Ewangelią do pogan. Podważali wszystko, łącznie z trudami ewangelizowania. Robili to zresztą nie tylko w Galacji. Podobnie było i w Koryncie, stąd w 2 Liście do Koryntian św. Paweł wyliczał to, co tutaj nazywa „bliznami, znamieniem przynależności do Jezusa”: „Przez Żydów pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany”. Takie przeżycia dosłownie musiały zostawić na ciele św. Pawła blizny i ślady. Ale przecież św. Paweł nie z tego chce się chlubić, ale z tego, co przez krzyż wysłużył Pan Jezus. Pawłowe blizny są znakiem przynależności do Chrystusa. Niewykluczone, że apostoł chciał tu nawiązać do zwyczaju wypalania niewolnikom piętna, jako znaku przynależności do konkretnego pana, lub do tatuażu, jaki często nosili rzymscy legioniści i słudzy świątynni. Święty Paweł nie nosi tego znamienia z przymusu. On blizny nosi z dumą, jako żołnierz i wierny sługa kultu swego Pana i głoszonej przez Niego nauki.

W tym kontekście pojawia się zupełnie wyjątkowa w Pawłowej korespondencji prośba: „Niech już nikt nie sprawia mi przykrości”. Rany po bliznach bolały św. Pawła mniej niż słowne przykrości. Na podstawie tego zdania można domniemywać, że św. Paweł czuł żal – choć nie dbał o oskarżenia ze strony swoich wrogów, zdawał sobie sprawę, że tamte posądzenia i fałszywe oceny miały jakiś wpływ na adresatów listu. Tworzyły, co można założyć, swoisty krąg pytań i nieuzasadnionych podejrzeń: „Paweł jest niby w porządku, ale przecież docierają do nas głosy, że on to i tamto, że on ma co prawda blizny, jako świadectwo prześladowań, ale przecież...”. Ten fragment listu tchnie aktualnością. Oskarżenie bez dowodów, podejrzenie wpisane w powszechne wątpliwości i pomówienia, generalizowanie zarzutów, ogólna atmosfera niechęci. To wszystko wystarcza, by rzucić cień na każdego ewangelizatora, by złamać go i wyizolować, by przestraszyć go i zniechęcić. I tutaj chyba nie trzeba już komentarza. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.