Gdybym zasiadał w niebiańskiej komisji do spraw objawień i miałbym decydować o tym, w które miejsce ma być wysłana Maryja, wybrałbym litewskie Szydłowo. Pikanterii dodaje fakt, że ukazała się tu… kalwinom. Płakała.
„Religine atributika ir suvenyrai”, czyli 101 pielgrzymich drobiazgów, mieszczą się nie w blaszanych budach, ale w drewnianych chatach.
KRZYSZTOF BŁAŻYCA /FOTO GOŚĆ
Wiatr nie przynosi żadnej ulgi. Przypomina sirocco. Upał spadł na Litwę, sparzył asfalt, wygnał z ulic ludzi, a wodę w jeziorach zmienił w ciepłą zupę.
Za kilka kilometrów ukryte w lasach Szydłowo (lit. Šiluva). Jeszcze tylko kilka zakrętów, ale nie możemy dojechać na miejsce. Zatrzymujemy się co kilkaset metrów. Spośród bezkresnych pól z leniwie falujących w skwarze zbóż wyrastają misternie rzeźbione krzyże i rzeźby. Kunsztowna robota. Jak tu nie zrobić zdjęcia?
Do sanktuarium prowadzą nas prześliczne krucyfiksy. Stoją wśród drewnianych chatek, obserwują je bociany. Za to kocham Litwę. Kilka chatek, jezioro, długo, długo nic… i znowu kilka domków. Zawsze zachwyca mnie ta przestrzeń. A krzyży jest tak wiele, że nawet widząc drewniane słupy wysokiego napięcia, człowiek w pierwszym odruchu ma ochotę się przeżegnać. Bo wyglądają jak gigantyczne krucyfiksy.
Maryja wybrała miejsce, które idealnie pasuje do kategorii „koniec świata”. Jak zwykle. Zabita dechami Cova da Iria, ukryte w Alpach La Salette, litewskie miasteczko wśród bezkresnych pól i lasów. Sama droga do Szydłowa jest już jak reset. Šiluva leży w zachodniej części kraju w rejonie rosieńskim. To sanktuarium wrośnięte w las. Jego nazwa pochodzi od litewskiego słowa „zagajnik”.
Głowa do góry!
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.