Znak miłości upartej

Franciszek Kucharczak

|

GN 26/2019

publikacja 27.06.2019 00:00

Dziwnie działa Bóg. Gdy ludzie krzyczą, że Go nie ma, On nie polemizuje. Po prostu pokazuje swoje zranione Serce.

Znak miłości upartej canstockphoto; montaż studio GN

Szczególnie wyraźna plama na Całunie Turyńskim znajduje się w miejscu, w którym płótno okrywało prawy bok Jezusa. Zastygła krew odpowiada kształtowi ostrza włóczni. Rana musiała być potężna, skoro Tomasz mówił o wkładaniu do niej całej ręki.

Po ludzku pchnięcie w prawy bok ukrzyżowanego, przebijające płuca i docierające aż do serca, miało być ostatecznym upewnieniem się, że skazaniec nie żyje. Ale Bóg, który nawet ludzką brutalność wykorzystuje do realizacji swoich planów, w tym momencie symbolicznie – i dosłownie – otworzył ludzkości dostęp do swojego Serca.

Wiele wieków później nastał czas, w którym prawda o niezmiennej miłości Bożej do człowieka zaczęła się zacierać. W XVII wieku świadomość wielu wierzących zranił jansenizm, popularny w środkowej Europie ponury prąd myślowy, pokazujący Boga jako surowego i bezwzględnego Pana. Janseniści głosili konieczność życia w surowej pokucie, niekiedy zakazując nawet śmiechu. Wedle ich koncepcji człowiek miał dążyć do sterylnej czystości duchowej. Choć Kościół sprzeciwił się tej herezji, w wielu miejscach zapanował strach przed przystępowaniem do Komunii św., która zaczęła być traktowana nie jako pokarm dla wiernych, lecz jako nagroda za nieskazitelność. W rejonach ogarniętych wpływem jansenizmu mało kto odważał się przystępować do Stołu Pańskiego, bywało, że ludzie w obawie przed świętokradztwem nawet umierali bez przyjęcia Komunii Świętej.

Z drugiej strony w tym samym czasie zaczynały kiełkować idee zaprzeczające w ogóle istnieniu Boga. Francuscy i angielscy filozofowie wtedy właśnie zaczęli kłaść podwaliny pod kult rozumu, który wedle ich zamiarów miał wyzwolić ludzkość z pęt wszelkich religii.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.