List do Michała Misiaka

Marcin Jakimowicz

publikacja 25.06.2019 09:54

Zobaczyłem nagranie wrażliwego człowieka, który bardzo cierpi. I straszliwie się pogubił.

List do Michała Misiaka Ks. Michał Misiak Roman Koszowski /Foto Gość

Michale,

piszę do Ciebie, bo widziałem filmiki, które nagrałeś, wyjaśniając swoje decyzje, a które na dobrą sprawę niczego nie wyjaśniły. Ci, którzy szydzili, krytykowali, zachowywali się jak „wujek dobra rada”, mogą być nimi rozczarowani.

Zobaczyłem nagranie człowieka wrażliwego, który bardzo cierpi. I straszliwie się pogubił. Człowieka, który chciał być wierny Kościołowi, celibatowi, nie słuchał podszeptów, by wieść podwójne życie („przecież i tak jest spowiedź”), i który zmagał się z samotnością (nawiasem mówiąc, gdyby małżeństwo było drogą usłaną różami, nie byłoby rosnącej fali rozwodów).

Zobaczyłem człowieka rozbitego, który po doświadczeniu potężnego kryzysu opowiada o tym, że chcąc zrezygnować dla Boga ze wszystkiego i stać się żebrakiem zdanym jedynie na Niego, do tego pakietu wrzucił również kapłaństwo. To był błąd. Rozumiem: zaszczyty, lajki w mediach społecznościowych, uwielbienie ze strony wiernych i często nadmierną wdzięczność tych, którym służyłeś sakramentami – to należało spalić na Jego ołtarzu. Ale nie samo kapłaństwo.

Zobaczyłem człowieka, który znalazł się w tak ciemnej dolinie i tak męczył się sam ze sobą, że zdecydował się na nowy początek i w efekcie (po co?) na powtórny chrzest. Od kogo? Nawet nie wie. To doskonale pokazuje, w jakim stanie ducha się znajdował.

Wiem, że łatwo pisze się sentencje o ojcach pustyni, którzy proponowali, by w stanie ciemności nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Wiem, jak bardzo jest to trudne i jak długo czeka się na odpowiedź. Ale oni mieli rację.

Opowiadając o służbie kapłańskiej, co chwilę używałeś słowa „krzyż”. Tylko że inaczej się nie da! Wiem, jak banalnie (przepraszam za to) brzmią takie słowa. Służba jest krzyżem. Nie ma drogi na skróty. Nie da się dawać życia innym, nie umierając! Zapłaciłeś ogromną cenę, ale w ciemności wykonałeś niezrozumiały manewr.

To też moja wina. Za mało modliłem się za Ciebie i Twoich braci w kapłaństwie. Teraz ruszył szturm. Wiadomo, mądry Polak po szkodzie.

Wiem, że jesteś wrażliwy i rozdarty, ale bardzo boli mnie to, że indywidualne rozeznanie postawiłeś ponad rozeznanie Kościoła. Wielokrotnie przekonywałem się, że intuicje, które wydawały mi się dobre i „od Niego”, okazywały się zgubne.

Wiem, że cierpisz. Nie trzeba Cię znać, by zobaczyć to w Twoich oczach.

Razem z ogromną ekipą, która będzie pościła w Twojej intencji, czekam na Ciebie w Kościele. I na tych (niedawno pisałem tekst o kapłanach w depresji), którzy przeżywają tak ciemną dolinę, że wykonują w niej niezrozumiałe dla innych i siebie samych gesty tylko dlatego, że wydają się im ostatnią deską ratunku, nie wierząc, że w swym Kościele Bóg dał nam już wszystko.

Marcin

PS Z góry przepraszam Cię za komentarze, które przeczytasz. Jesteśmy świetni w rozwiązywaniu cudzych problemów.