Fankluby

Marcin Jakimowicz

Problem pojawia się, gdy „wielkie moralne autorytety” zaczynają głosić treści sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Często sypiąc jak z rękawa nazwiskami biskupów. Członkowie fanklubów ich usprawiedliwią: „Jako prorocy mogą sobie pozwolić na takie osobiste wycieczki”.

Fankluby

Dialog sprzed roku.

‒ To heretycka, protestancka konferencja! – rozpoczęła atak kobiecina.

‒ Tak? Przecież pobłogosławiło ją kilkunastu biskupów (tu padły bardzo znaczące nazwiska w polskim Episkopacie) ‒ odparował kapłan.

‒ Ale już abp Sheen pisał, że w ostatnich czasach biskupi będą zwiedzeni! – kobieta nie dawała za wygraną.

‒ Przepraszam, ale to pani ma protestanckie podejście do tematu, bo stawia pani indywidualne rozeznanie ponad oficjalne zdanie pasterzy Kościoła.

Odskoczyła jak oparzona. Ale wiedziała swoje…

Przez lata widziałem, jak wielkie autorytety duchowe wieszały sutanny na haku. Jak znani, cenieni, rozchwytywani rekolekcjoniści "szli w długą". Dlatego jestem wyczulony na fankluby. Są niepokojącym zjawiskiem. Powstają wokół znanych, charyzmatycznych osobowości (przede wszystkim duchownych, ale zdarza się, że i wokół świeckich liderów). Przyznam, sam kiedyś należałem do jednego z nich („Fajnie, że papież tak powiedział, ale lepiej żeby ojciec X to potwierdził”). Do pionu postawiły mnie słowa: „Przeklęty mąż, który pokłada ufność w człowieku”.

Problem pojawia się wówczas, gdy „wielkie moralne autorytety” zaczynają głosić treści sprzeczne z oficjalnym nauczaniem Kościoła. Ba, często sypiąc nawet jak z rękawa nazwiskami konkretnych biskupów. Z daleka pachnie to nieposłuszeństwem. Cóż z tego? Członkowi fanklubów ich usprawiedliwią. Twierdzą, że ich mistrzowie mogą sobie pozwolić na takie osobiste wycieczki, bo jako prorocy widzą więcej, dalej, głębiej. Takim osobom nie wolno zwracać uwagi! Ostateczny argument? To „atak na Kościół”, albo nawet „interwencja samego szatana” (doprawdy, ciężko przebić ten argument z piekła rodem). Za każdym razem jak bumerang wraca śpiewka: „Zobaczcie, jak on jest prześladowany”. Sytuacja jak na ringu: biedny mistyk kontra machina Kościoła…

Indywidualne intuicje namaszczonych mistrzów ponad nauczanie Kościoła? Przepraszam, nie kupuję tej retoryki. Wierzę w zasadę „posłuszeństwo nad nabożeństwo”.

Niezwykle uznany i szanowany, teolog i lekarz, franciszkanin o. Agostino Gemelli pisał o o. Pio: „Stosuje samookaleczenia. Jest oszustem i psychopatą. Interwencja władz kościelnych jest bardziej niż konieczna”. Czy ktokolwiek słyszał, by Stygmatyk powiedział przeciwko niemu kazanie?