Porzucone wymarzone

Edward Kabiesz

Są rodzice, którzy porzucają dzieci, i tacy, którzy o nich marzą.

Porzucone wymarzone

W tym filmie nie pada słowo "aborcja". Jednak nie ma wątpliwości, że – niezależnie od intencji reżyserki „Wymarzonego” – ten problem pojawia się gdzieś w tle.

Kilka rodzin, które poznajemy na początku dramatu „Wymarzony” Jeanne Herry, marzy o dziecku. Jedna z bohaterek, która nie może mieć własnego, już od lat stara się o adopcję. Jak się jednak okazuje, droga do adopcji jest długa i najeżona przeszkodami. Film nie jest dokumentem, ale pokazując kilka rodzin starających się o adopcję, przedstawia szczegółowo, jak ta droga wygląda we Francji.

„Wymarzony” jest znakomitym i z wyczuciem nakręconym dramatem o szansie, jaką dla porzuconego dziecka stanowi adopcja. Studentka, która pojawia się w prologu, miała do wyboru trzy drogi. Aborcję, samotne wychowanie dziecka albo urodzenie go i pozostawienie w szpitalu. Tak do końca nie wiemy, dlaczego wybrała trzecią opcję. Ta niewiedza nie jest jednak najważniejsza, bo film opowiada o czymś innym.

O ludziach, którzy przez lata czekają na pozytywną decyzję komisji decydującej o adopcji, o pracownikach instytucji, od których zależy los porzuconego dziecka, i o tymczasowych opiekunach, którzy opiekują się dzieckiem do czasu zakończenia procesu adopcyjnego. Reżyserka traktuje swoich bohaterów z niesłychaną empatią. Każdemu poświęca tyle uwagi, by widz sam ocenił jego postawę. Jednak w centrum dramatu przez cały czas znajduje się porzucone przez matkę dziecko. I jego dobro.