Koniec "Gry o Tron": Komunizm nie wygrał, powstała I Rzeczpospolita

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 22.05.2019 13:51

Najpopularniejszy serial fantasy na świecie powiedział więcej o polityce niż niejeden film o prawdziwych politykach.

Koniec "Gry o Tron": Komunizm nie wygrał, powstała I Rzeczpospolita Kadr z trailera Gry O Tron YouTube/HBO Polska

Kiedy myślimy o średniowieczu, przychodzą nam na myśl rycerze na koniach, walki na miecze, wielkie zamki. To wszystko było w "Grze o Tron". Bajki dla dzieci i dorosłych do wyobrażenia o tym prawie tysiącletnim wycinku historii Europy dodały jeszcze smoki i zaczarowane lasy. To też było w "Grze o Tron". Ale prawdziwe średniowiecze to feudalizm, polityka wielkich rodów, wojny między władcami dziesiątek państw w Europie. To również było w "Grze o Tron". To właśnie nagromadzenie bajkowych i życiowych tropów pozwoliło dziełu HBO stać się najpopularniejszym serialem fantasy na świecie.

Wojna to nie romantyczna przygoda

Wojny toczą się w "Grze o Tron" praktycznie przez cały czas. W końcu kandydatów do Żelaznego Tronu i władania krainą Westeros jest wielu. I w średniowiecznej krainie, nawet jeśli jest ona zmyślona, do władzy nie doprowadzi kampania wyborcza, ale miecz i trucizna. O swój interes trzeba zadbać, walcząc w kolejnych bitwach. A że się zginie, w bitwie bądź po niej, to ryzyko wpisane w zawód średniowiecznego rycerza. Wojna w serialu HBO to nie romantyczna przygoda, ale trup ścielący się gęsto, nawet wśród głównych bohaterów.

Widzowie pokochali "Grę o Tron" właśnie za realizm. Skoro rzecz dzieje się w świecie przypominającym europejskie średniowiecze, mamy średniowieczne realia. Mamy feudalizm. Mamy wielkie rodziny rycerskie i pracujących dla nich w znoju chłopów. Sami rycerze to nie zawsze są bohaterowie bohaterskich sag. Pełno wśród nich dewiantów, szaleńców i oszustów. Wielu z nich bezwzględnie buduje potęgę swoich rodów.

Średniowieczny Lenin w spódnicy

W toku zmagań zepsutych głów feudalnych rodów na gwiazdy serialu wyrosło troje bohaterów o odstających od brudnej przeciętności średniowiecznej polityki. Jon Snow, nieślubny syn jednego z serialowych władców, przechodzący drogę od żołnierza serialowej wersji Legii Cudzoziemskiej (wojsko zesłańców) do lidera walki z ponadnaturalnym złem. Tyrion Lannister - karzeł, który z braku możliwości skutecznej walki mieczem do wojny używa mózgu z wirtuozerią najlepszego stratega. I wreszcie Daenerys Targaryen, która z młodej dziewczyny, która w ramach politycznej gry, poprzez traumatyczne małżeństwo dorasta do roli władczyni sięgającej po swoje dziedzictwo.

To właśnie ta ostatnia postać wywołała najwięcej entuzjazmu. Miliony dziewczynek na całym świecie chciały być Daenerys. I nie chodziło nawet o tak silną postać kobiecą w świecie fantasy, który był dotychczas domeną chłopców (mniejszych i większych). Chodzi o ideologię Smoczej Królowej (Daenerys miał trzy smoki, które znacznie ułatwiały jej osiąganie kolejnych sukcesów). Prezentowała ona coś w rodzaju protokomunizmu. Deanerys chciała wyzwalać kolejnych z ucisku możnych, roztrzaskać koło, za pomocą którego obracają się losy świata. Brzmiało to w pewnym momencie jak zwrotka międzynarodówki: „wyklęty powstań ludu ziemi”, „ruszymy z posad bryłę świata”.

Ale twórcy serialu nie byliby sobą, gdyby nie sprowadzili widzów z bajkowego bujania chmurach na ziemię. Komunizm Daenerys Targaryen kończy się tak samo, jak każdy komunizm. Masową rzezią. Przemiana smoczej królowej budziła największe kontrowersje wśród widzów. Jak taka wspaniała królowa mogła stać się masową morderczynią? Odpowiedź jest prosta – komunizm. Daenerys już wcześniej paliła i wieszała swoich wrogów politycznych. Wrogiem stali się w końcu niewinni cywile poddani innemu władcy. Może i przemiana bohaterki była za krótka, ale na pewno zrozumiała.

Kontynuacja "Gry o Tron" na motywach historii Polski?

Trudno powiedzieć, czy zamierzenie, ale z końcem ostatniego sezonu, twórcy "Gry o Tron" nawiązali do historii Polski. Mieszkańcy średniowiecznej krainy Westeros zafundowali sobie monarchię elekcyjną. My wiemy, jak to się skończyło w I Rzeczypospolitej. Ale nasza historia z XVII i XVIII jest przecież doskonałym materiałem na świetną fabułę. Udowodnił to już Henryk Sienkiewicz w swojej Trylogii. Czy motywy z dzieł polskiego noblisty otrzymamy w kontynuacji amerykańskiego hitu?

Bo to, że jeszcze nie pożegnaliśmy się z mieszkańcami Westeros, wydaje się pewne. Większość wątków została zakończona w taki sposób, aby można było je zacząć od nowa. Na innych kontynentach wciąż silne są dawne wojska Daenerys Targaryen. Prawowity następca tronu Jon Snow został wygnany z królestwa i przyłączył się dzikich plemion. Nie wszystkie ziemie zjednoczyły się pod władzą elekcyjnych królów. Jest więc otwartych wiele furtek do nowych, ciekawych fabuł.