Na Lednicy ujrzeli morze świateł. I ich oświeciło. Przed rokiem młodzi usłyszeli od Najwyższego wyznanie miłości. Teraz czas na ich odpowiedź.
– Nagle wokół mnie wyrosło morze ognia. Zatkało mnie. Zamarłam w zachwycie – opowiada Dorota Paciorek.
ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ
Wiem, wiem, zwrócenie się do nastolatka: „dziecko” grozi śmiercią lub w najlepszym razie trwałym kalectwem. A jednak na tegorocznej Lednicy młodzi, którzy na każdym kroku udowadniają, że nie są już dziećmi, przekonają się, że to nieprawda. 1 czerwca doświadczą na własnej skórze, że są synami i córkami Tego, którego imienia Izrael nie odważa się wypowiadać. W najlepszych dłoniach świata.
Tu dokonują się cuda
To spotkanie może zmienić życie. Przekonał się o tym na własnej skórze sam o. Mateusz Kosior, dominikanin odpowiedzialny za to gigantyczne przedsięwzięcie: „Przyjechałem jako zmieszany i zbuntowany nastolatek. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem i czego wszyscy ode mnie chcą – opowiada. – Byłem przekonany, że jedziemy na spotkanie z papieżem. Wywieźli mnie w pole. Dosłownie! Gdzieś w dali łaził ubrany na biało człowiek. Byłem święcie przekonany, że to Jan Paweł II, bo jego twarz wyświetlana była na telebimach. Okazało się jednak, że to „tylko” Jan Góra. (śmiech) Ktoś mi powiedział: idź do spowiedzi. Posłuchałem. Do dziś uważam, że „pole spowiedzi” to najważniejsze miejsce na Lednicy. To tu dokonują się cuda. Nie wiem, kim był ksiądz, który mnie spowiadał, nie pamiętam nawet jego twarzy. Wiem, że był to święty człowiek. Nikt dotąd tak do mnie i o mnie nie mówił. Wiedziałem, że mówi sam Jezus. Pamiętam jeszcze jedynie adorację, nic więcej. Tak „siekło” mnie to słowo. Słowa o bezwarunkowej miłości rezonują we mnie do dziś. Po tylu latach!
Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.