To zły film będzie...

Edward Kabiesz

„Unplanned” jest złym filmem. Dlaczego? Bo to antyaborcyjna propaganda.

To zły film będzie...

Tak wynika przynajmniej z recenzji, które ukazują się w opiniotwórczych pismach. Filmu jeszcze nie widziałem, dlatego trudno mi ocenić  jego poziom artystyczny. Ale każdy, kto przeczyta taką recenzję od razu zorientuje się, że największą jego wadą  jest  antyaborcyjne przesłanie. Irytację budzi też komercyjny sukces tego złego filmu, który przez kilka tygodni znajdował się w pierwszej dziesiątce box office w USA, mimo kampanii prowadzonej przez środowiska proaborcyjne i ograniczonej promocji. Wiele stacji telewizyjnych odmówiło emisji jego reklam. Możemy być pewni, że gdyby jego wymowa była inna, nie spotkałby się z tak agresywnym przyjęciem.

Bohaterka filmu – Abby Johnson – najpierw pracowała w klinice Planned Parenthood w Bryan w Teksasie jako wolontariuszka, następnie została etatową pracownicą, a w końcu dyrektorką. Pewnego razu, asystując przy aborcji 13-tygodniowego nienarodzonego dziecka, zobaczyła, jak wije się ono i ucieka przed rurką próżniową wprowadzoną do macicy przez lekarza. Po tym doświadczeniu odeszła z kliniki i założyła organizację, która pomaga byłym pracownikom branży aborcyjnej „przejść na właściwą stronę”.

Tak się złożyło, że film wszedł na ekrany w czasie, kiedy w USA dyskusja o aborcji przybiera na sile. Już w kilku stanach uchwalono ustawy ograniczające dostęp do aborcji, co oczywiście nie podoba się demokratom i ruchom pro-choice. Ostatnio ustawę zabraniającą przerywania ciąży, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia i zdrowia kobiety, podpisała gubernator stanu Alabama Kay Ivey. W Georgii, Kentucky, Missisipi i Ohio zakazano aborcji w sytuacjach, gdy odczuwalny jest puls serca dziecka. W Kentucky nowe przepisy zostały zablokowane przez sąd.

Proaborcyjne organizacje zapowiedziały już zaskarżenie ustawy do sądu, który – jak się przypuszcza – unieważni ją. Obrońcy życia liczą jednak, że sprawa trafi ostatecznie do Sądu Najwyższego USA. W SN  po nominowaniu przez prezydenta Donalda Trumpa dwóch sędziów o poglądach konserwatywnych układ sił może doprowadzić do obalenia osławionego orzeczenia w sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku, które doprowadziło do legalizacji aborcji w całych Stanach Zjednoczonych.

Trudno przecenić wpływ, jaki na postawy zwykłych obywateli bombardowanych najczęściej filmami i serialami o tolerancji, gdzie jakkolwiek odmienność staje się wartością samą w sobie, mają filmy w rodzaju „Unplanned”. A przecież nie jest ostatnim, bo jeszcze w tym roku wejdzie do kin „Roe v. Wade” – film obnażający okoliczności, w jakich doszło do legalizacji w USA aborcji na życzenia. To zły film będzie...