Hipokryzja

Andrzej Nowak

|

GN 20/2019

Smuci mnie, kiedy grupa katolików świeckich stwierdza, z poczuciem wyższości, że prosty, niedouczony lud Boży niesłusznie czuje się urażony świadomą prowokacją.

Hipokryzja

Elżbieta Podleśna, która od lat szczyci się systematycznym udziałem w akcjach totalnej opozycji przeciwko „krwawemu reżimowi”, a wśród nich takimi osiągnięciami jak atak na dziennikarkę TVP Magdalenę Ogórek czy malowanie sprayem napisu „PZPR” na biurach poselskich PiS, błysnęła nowym dziełem. 51-letnia psychoterapeutka, zapewne w ramach psychoterapii dla znękanych mieszkańców „tego kraju”, domalowała do wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej „aureolę” w kolorach tęczy – znaku firmowego ideologicznego ruchu LGBTQ – i zaczęła rozklejać swoje dzieło w formie plakatów w miejscach publicznych. Została zatrzymana przez policję i przesłuchana na podstawie paragrafu 196 Kodeksu karnego, który stwierdza: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Podobna interwencja policji miała miejsce, kiedy 4 lata temu inna kobieta podrzuciła świńskie łby do meczetu w Warszawie. Tu znieważenie i tam znieważenie. Ale jednak nie. W obronie Podleśnej wystąpił m.in. przewodniczący Tusk. W czasie swego przemówienia w Poznaniu 7 maja stwierdził (cytuję za „Wyborczą”), że „jako gdańszczanin ma okazję obcować od urodzenia z podobnymi dziełami. Jedno z nich wisi w kościele Mariackim: to kopia »Sądu Ostatecznego« Hansa Memlinga, w którego centrum znajduje się tęcza”. A zatem – tęcza Podleśnej ma zapewne analogiczną treść ideową/religijną jak wizja katolickiego malarza z XV wieku, a w każdym razie nie może być traktowana jako „znieważenie przedmiotu czci religijnej”. Tę ostatnią interpretację potwierdził mocnym głosem list grupy katolików świeckich związanych ze środowiskiem warszawskiej „Więzi” oraz KIK-ów. Jego autorzy gwarantują swoim autorytetem – profesorów i redaktorów oraz inteligentnych katolików: „Wpisanie tęczy [w wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej] nie jest, naszym zdaniem, obrazą uczuć religijnych, gdyż tęcza nie jest symbolem uwłaczającym – przypominamy, że np. Matka Boska Kodeńska ma także aureolę tęczową, a ikona Maiestas Domini przedstawia Chrystusa, którego stopy spoczywają na tęczy, co ma podkreślać Jego jedność i równość z Bogiem Ojcem Wszechmogącym” – napisali.

A przecież intencja autorki plakatu była jasna i niedwuznaczna, raczej nie teologiczna. Chyba dobrze odczytali ją ludzie tacy jak Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog, który podczas konferencji „Polityka nienawiści i prześladowania w sferze publicznej” zademonstrował dzieło Podleśnej i analogiczny portret Jarosława Kaczyńskiego z tęczową aureolą i bananem w ustach: „Patronowała nam dzisiaj Matka Boska tęczochowska, prezes z bananem w ustach. Nie wiem, która instancja jest wyższa, dlatego mamy ich tutaj na jednym poziomie”.

Tak też, jako świadomą profanację i prowokację, rozumieją to ci, których ona jednak boli. Nie są to wcale tylko sympatycy „prezesa z bananem w ustach”. To jest, śmiem twierdzić, bardzo liczna grupa katolików w Polsce, nie wiem, czy gorszych, czy lepszych od autorów wspomnianego listu, ale posiadających te same prawa. W tym prawo do własnej interpretacji swoich uczuć religijnych i do ochrony tychże uczuć. Dam dwa przykłady. Wieloletni senator PO Jan Filip Libicki napisał na swoim blogu jakże pięknie: „Dla wielu katolików, także dla mnie, Matka Boska jest otaczana taką samą czcią i szacunkiem jak rodzona matka. A chyba nikt nie chciałby, aby z udziałem jego rodzonej matki tworzono jakieś kontrowersyjne malunki”. I dodał, że nie ma racji Donald Tusk, gdy interpretuje tęczę Podleśnej, jakby była religijnie „niewinną” tęczą z obrazu Memlinga. Tak jak swastyka kiedyś była identyfikowana z hinduskim symbolem szczęścia, ale od wielu lat kojarzy się jednoznacznie z czymś innym, również obecnie tęcza nie jest (niestety) kojarzona ze swoim teologicznym wymiarem, tylko z symbolem ruchu LGBTQ. Tyle senator Libicki. Również nie aktywista PiS, ale dziennikarz portalu Onet Andrzej Gajcy napisał: „Powiedzmy to sobie wprost: tęczowa aureola na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej nie ma nic wspólnego ani z wolnością artystyczną, ani z wolnością słowa. Nie ma także nic wspólnego z przesłaniem pokoju czy z chęcią pojednania. Niestety. […] Aktywistom rozklejającym tęczowy obraz chodzi – i miejmy odwagę powiedzieć to wprost – o uderzenie w nauczanie Kościoła za pomocą ośmieszonego świętego wizerunku. Te intencje są oczywiste i widoczne jak na dłoni”.

Dlaczego nie chce tego widzieć Donald Tusk, zaangażowany w walkę polityczną, mogę rozumieć – choć uważam jego wypowiedź za skrajnie nieuczciwą. Bardziej smuci mnie jednak, kiedy grupa katolików świeckich stwierdza, z takim poczuciem wyższości, że prosty, niedouczony lud Boży niesłusznie czuje się urażony świadomą prowokacją, że nie odczytuje – jak oni – intencji Podleśnej, tak szlachetnej jak w „ikonie Maiestas Domini”. To pozwalam sobie nazwać hipokryzją.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.