Ciekawe: nawet takie bestialstwo nie rodzi pragnienia zemsty. Tak działa łaska męczeństwa. Tego nas, Polaków XXI wieku, uczy św. Andrzej Bobola.
Przy relikwiach św. Andrzeja w warszawskim sanktuarium wciąż modlą się wierni.
Grzegorz Jakubowski /pap
Zakonnik wisiał głową w dół. Potwornie zmaltretowany wciąż żył, a jego ciało wiło się w konwulsjach. „Lach tańczy!” – rechotali Kozacy. W końcu dowódca dobył szabli i zakończył sprawę. Tak się przynajmniej wydawało – że to koniec sprawy Andrzeja Boboli.
Dopaść klechę
Straszne to były czasy. To o nich pisał Sienkiewicz, że „nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. Drzewa w tamtych latach, jak mówiono, „ciężkie wydawały owoce”, bo uginały się pod wisielcami. Trwał zamęt wywołany buntami Kozaków, wojowników z dzikich pól na kresach Rzeczypospolitej. Wyludniła się spustoszona Ukraina, dwory, kościoły i klasztory straszyły ruinami.
Rzeczpospolita, państwo tolerancyjne, nieznające wojen religijnych, gdzie ludzie różnych wyznań i religii żyli obok siebie w zgodzie, wraz z wystąpieniem Chmielnickiego stała się gotującym się tyglem.
Nienawiść karmi się różnicami, jakie w warunkach pokoju nie powodują problemów. Ale tu już nie było pokoju, choć jeszcze niedawno Kozacy stawali ramię w ramię z Lachami do walki z wrogiem. Teraz jednak zrobili sztandar ze swej odrębności – także wyznaniowej, bo byli prawosławni. Tam, dokąd docierały ich zagony, nie mogli czuć się bezpiecznie ludzie innych przekonań religijnych. Groźnie zrobiło się także na Polesiu, na terenie obecnej Białorusi. W maju 1657 roku Kozacy zajęli Pińsk. Kto z katolików i Żydów mógł, ratował się ucieczką. Najeźdźcy najbardziej gorliwie szukali dwóch jezuitów – Maffona i Boboli. Jako „obrońcy prawosławia” byli na nich szczególnie zawzięci, ponieważ kapłani ci przyczynili się do licznych konwersji ludności tych terenów na katolicyzm.
Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.