Niech płaczą kapłani

Aleksandra Pietryga

Dopiero kiedy stół runie, widać, ile pod nim było brudu, jakie śmieci pod niego zamieciono. Tego nie da się już ukryć, to trzeba posprzątać, oczyścić.

Niech płaczą kapłani

Jestem mamą. Nieraz przepłakałam noc, gdy zdarzyło się, że w jakiś sposób zraniłam swoje dzieci; kiedy uświadomiłam sobie, że nie tylko sprawiłam im ból, ale zawiodłam ich zaufanie. To normalna reakcja kochającego rodzica. Dzieci mają prawo oczekiwać ode mnie, że będę ich ostoją, gwarancją poczucia bezpieczeństwa i równowagi. Mają prawo do poczucia, że nawet gdy one swoim zachowaniem prowokują mnie do gniewu, ja w swojej dojrzałości opanuję złość i wszystkie inne negatywne emocje na zdrowym poziomie. Kiedy tak się nie dzieje, konsekwencji mojej niedojrzałości nie da się odwrócić.

"Między przedsionkiem a ołtarzem niech płaczą kapłani, słudzy Pańscy!" – wzywał Bóg przez proroka Joela. Ufam, że od soboty poduszki wielu księży, biskupów, ludzi Kościoła są mokre od łez. Nie wyobrażam sobie innej reakcji po premierze dokumentu Tomasza Sekielskiego. Po tym, jak kolejna fala przestępstw i nadużyć seksualnych dokonanych przez księży została ujawniona czy potwierdzona. Przestępstw dokonanych na osobach najbardziej bezbronnych – na dzieciach, które im bezwzględnie ufały, które do nich lgnęły. Dzieciach, których ciało, psychika i duch były święte i nienaruszalne, a zostały brutalnie naruszone, zdeptane, pogwałcone. Tego nie da się odwrócić, cofnąć, wymazać.

Dobrze, że są biskupi, którzy natychmiast zareagowali, po raz kolejny prosząc o przebaczenie, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że ofiarom nic nie jest w stanie wynagrodzić krzywd, jakich doznały. Chcę wierzyć słowom przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, który zapowiedział, że ten film przyczyni się do jeszcze surowszego potępienia przestępstwa pedofilii w Kościele i pociągnięcia do odpowiedzialności karnej tych, którzy do tej pory pozostawali bezkarni. "Niektóre sprawy ukazane w filmie były już znane, inne nie. Te znane trzeba raz jeszcze dokładnie przeanalizować, w przypadku nieznanych należy rozpocząć procesy, tak aby dobro pokrzywdzonych było chronione przede wszystkim i nade wszystko" – napisał w oświadczeniu abp Stanisław Gądecki.

Z przerażeniem słucham o sytuacjach, gdy nieprawdopodobny dramat konkretnych ludzi, ukazany w filmie, przez niektórych duchownych został sprowadzony do problemu ataku na Kościół. Jak napisał Szymon Hołownia na Facebooku: "Atak na Kościół to szedł wtedy, (...) gdy ci księża gwałcili tych chłopców i dziewczynki na naszych (bo one są nasze, nie księży) plebaniach, wtedy był atak na Kościół". Podpisuję się pod tymi słowami wszystkim, co mam.

Podczas mojej ostatniej rozmowy z o. Pawłem Koniarkiem zapytałam, co my właściwie wyznajemy, gdy w czasie każdej Mszy mówimy: "Wierzę w jeden, święty (...) Kościół". Wiarę w nasze pobożne życzenia? Bo gołym okiem tej świętości w Kościele nie widać.  – Wyznanie wiary w Kościół jest częścią wyznania wiary w Ducha Świętego, kontynuacją słów: "Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela". Tego nie da się rozdzielić. Jeśli nie mam w sobie Ducha Świętego, wiara w świętość Kościoła staje się absurdalna – odpowiedział dominikanin (cała rozmowa w najnowszym "Gościu Niedzielnym").

"Któregoś dnia Duch Święty kopniakiem przewróci stół i trzeba będzie zaczynać od nowa" – słowa papieża Franciszka głośnym echem odbiły się w ostatnich dniach. Przewracanie stołów nie kojarzy się z miłą imprezą u cioci, ale raczej z niezłą jatką, podczas której można oberwać, i to zaboli, jak film Sekielskiego. I dopiero kiedy stół runie, widać, ile pod nim było brudu, jakie śmieci zostały pod niego zamiecione. Tego nie da się już ukryć, to trzeba posprzątać, oczyścić.