publikacja 09.05.2019 00:00
O tym, że ludzie chcą księży, a nie GPS-ów, opowiada ks. Wojciech Węgrzyniak.
Roman Koszowski /Foto Gość
Marcin Jakimowicz: Owce pachną? Kto jak kto, ale ksiądz z Podhala powinien to wiedzieć…
Ks. Wojciech Węgrzyniak: Owce przede wszystkim śmierdzą. I naturalny odruch jest taki, żeby nie podchodzić za blisko. Pasło się w domu owce, więc zapach w pamięci został.
Pytam, bo za Franciszkiem powtarza się, że „pasterz powinien pachnieć owcami”. To chyba niezbyt przyjemne doświadczenie?
Pewnie, że nieprzyjemne. Tylko czy chodzi o przyjemność‚ czy o dobro? Jak ktoś jest dobrym pasterzem, to choćby nie chciał, będzie pachniał owcami. Bo nie da się być blisko owiec i nie przesiąknąć ich zapachem. Chyba że ktoś chce być kierownikiem tych, co zajmują się owcami, sam trzymając się od owiec z daleka. Ale wtedy z niego taki pasterz jak ojciec, co nie przytuli nigdy swego dziecka.
Boimy się słowa „autorytet”. Widziałem duszpasterstwa, w których studenci klepali familiarnie po ramieniu kapłanów i mówili im po imieniu… Naprawdę chodzi o takie kumpelskie skracanie dystansu?
W domu wszyscy mówią mi po imieniu i nieraz może poklepią familiarnie po ramieniu, ale nie czuję się, żeby przez to mieli jakiś utrudniony kontakt z Bogiem. A skoro brat, siostra czy przyjaciele mogą, to czemu nie inni? Problem nie tkwi w skracaniu dystansu, tylko w pytaniu, po co to robimy... I oczywiście są też kody kulturowe. Mnie osobiście nie przeszkadza, że nie jestem na ty z papieżem, arcybiskupem czy nawet z moją mamą.
Jezus nie tworzył getta, skansenu, ale powiedział: „Idźcie”. Co zrobić, by nie pójść za daleko? By nie zbratać się ze światem do tego stopnia, że się w nim zatracimy?
Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.