Czapki z głów

Marcin Jakimowicz

W tym meczu było wszystko. Ci, którzy przyjechali pewni siebie, byli bezzębni. „Skazani na pożarcie”, pełni wiary i walki płakali ze szczęścia. Ważna lekcja.

Czapki z głów

W tym meczu było wszystko. Emocje do ostatniego gwizdka. Kibice, którzy przed pierwszym gwizdkiem arbitra jak jeden mąż śpiewali: „You'll never walk alone”, a po meczu powtórzyli ten hymn ze łzami w oczach.

Świetny trener, który sprawił, że Barcelona była sparaliżowana i bezzębna. Zachwyciła mnie wypowiedź Jürgena Kloppa, który przed tygodniem – po sromotnej porażce na Camp Nou – zamiast szukać usprawiedliwienia i zwalać winę na wszelkie możliwe okoliczności przyrody bez cienia ironii spuentował: „Moja drużyna zagrała naprawdę świetny mecz”. To się nazywa mentalne podbudowanie zespołu! Albo ten jego komentarz: „Jak trenuję swych piłkarzy? Ponieważ sam byłem słabym zawodnikiem, mówię im: róbcie wszystko to, co ja, tylko inaczej”. Przecież za takim trenerem można pójść w ogień.

Był zgrany zespół, a nie popis gwiazd (te siedziały na trybunach).

Nie lubię tanich porównań, ale myślę, że można spojrzeć na wczorajszy mecz na Anfield jak na ważną duchową lekcję. Zgadzam się z zupełności z Radkiem Siewniakiem, który napisał: „W kontekście meczu Liverpool vs. Barcelona, myślę, że to świetny obraz na to, co może ktoś usatysfakcjowany i pewny siebie i co może ten, kto jest pełen wiary i przez wiarę gotowy do walki”.

PS. I co z tego, że byłem za Barcą?