Cud na Anfield. Barcelona w szoku

PAP

publikacja 08.05.2019 06:37

Piłkarze Liverpoolu, którzy w ubiegłym tygodniu przegrali z Barceloną na Camp Nou 0:3, triumfowali przed własną publicznością w rewanżu 4:0 i awansowali do finału Ligi Mistrzów. O trofeum zagrają 1 czerwca w Madrycie z Tottenhamem Hotspur lub Ajaxem Amsterdam.

Cud na Anfield. Barcelona w szoku Fani Barcelony nie mogą uwierzyć w to, co się stało PAP/EPA/NEIL HALL

"Cud na Anfield" się ziścił, Liverpool raz jeszcze udowodnił, że jest nieobliczalny i po raz drugi z rzędu zagra w finale najważniejszych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie. Z kolei Barcelona drugi rok z rzędu nie zdołała utrzymać trzybramkowej zaliczki.

Nasz komentarz: Czapki z głów

"The Reds" znaleźli się w wąskim gronie drużyn w historii fazy pucharowej Champions League (od sezonu 1992/93), którym udało się odrobić trzybramkową lub wyższą stratę z pierwszego meczu. W przeszłości dokonały tego Deportivo La Coruna, AS Roma (kosztem Barcelony) i sama "Duma Katalonii", która w sezonie 2016/17 przegrała u siebie z Paris Saint-Germain 0:4, a w rewanżu zwyciężyła 6:1.

Cud na Anfield. Barcelona w szoku   Świętujący Georginio Wijnaldum (z lewej) i Jordan Henderson PAP/EPA/PETER POWELL

Na Anfield gospodarze nie mieli innego wyjścia, niż rzucenie się od samego początku rewanżu na bramkę rywali. Tak właśnie robili przez kilka pierwszych minut. Przyniosło to efekt w siódmej, kiedy Jordan Henderson wpadł z piłką w pole karne i uderzył na bramkę Marca-Andre ter Stegena. Niemiec zdołał obronić ten strzał, ale z dobitką zdążył Belg Divock Origi i "The Reds" objęli prowadzenie.

Był to wymarzony początek dla podopiecznych niemieckiego trenera Juergena Kloppa, ale też dla samego Origiego, na którym spoczywała duża odpowiedzialność. Belg oraz Szwajcar Xherdan Shaqiri zastępowali wykluczonych przez kontuzje Brazylijczyka Roberto Firmino i Egipcjanina Mohameda Salaha.

Z czasem Barcelona odzyskała swój rytm i zaczęła stwarzać zagrożenie pod bramką gospodarzy. Trzykrotnie z opresji ratował ich Brazylijczyk Alisson Becker, a dwa razy nieznacznie pomylił się Argentyńczyk Lionel Messi, bohater spotkania na Camp Nou.

Do przerwy gole już nie padły, za to pojawił się kolejny problem ze zdrowiem w składzie Liverpoolu - po jednej z interwencji urazu doznał lewy obrońca Andrew Robertson, który dotrwał do końca tej części gry, ale po zmianie stron na plac gry już nie wyszedł.

Zastąpił go Georginio Wijnaldum, który został jednym z bohaterów "The Reds". Holender w 54. minucie otrzymał w polu karnym podanie po ziemi z prawej strony od Trenta Alexandra-Arnolda i zdobył gola. Chwilę później po dośrodkowaniu Shaqiriego z lewej strony, mimo asysty obrońców skutecznie zakończył akcję uderzeniem głową. W tym momencie w dwumeczu był remis 3:3.

Podobnie jak w ubiegłym tygodniu panowało przekonanie, że Liverpool zasłużył na lepszy wynik niż 0:3, tak i teraz wydaje się, że Barcelona nie była tak słaba, jak sugerowałby rezulat. "Duma Katalonii" potrafiła fragmentami zamknąć rywali na ich połowie, ale skoncentrowani liverpoolczycy w decydujących momentach potrafili zażegnać zagrożenie.

Koncentracji zabrakło za to obrońcom gości w 79. minucie. Wówczas Alexander-Arnold wywalczył rzut rożny i zanim rywale zdążyli ustawić się w polu karnym, Anglik wypatrzył niepilnowanego przed bramką Origiego. Ten ustalił wynik spotkania, wywołując euforię na trybunach Anfield.

W drugiej parze półfinałowej rywalizują Ajax Amsterdam i Tottenham Hotspur. W pierwszym meczu wicemistrz Holandii wygrał w Londynie 1:0. Rewanż odbędzie się w środę o 21. Finał zostanie rozegrany 1 czerwca w Madrycie.

Cud na Anfield. Barcelona w szoku   Juergen Klopp (pośrodku) po raz drugi z rzędu wprowadził swą drużynę do finału Ligi Mistrzów PAP/EPA/PETER POWELL

Juergen Klopp (trener Liverpoolu): "Nie potrafię znaleźć wyjaśnienia dla tego, co stało się tego wieczoru, ale na pewno ogromną rolę w tym zwycięstwie odegrali kibice. Futbol jest trudny do opisania. W Barcelonie nie zasłużyliśmy na porażkę. Powiedziałem piłkarzom, że musimy zagrać tak samo, tylko lepiej. Nie wiem, jak chłopaki tego dokonali. To był jeden z trzech najlepszych meczów w mojej karierze".

Ernesto Valverde (trener Barcelony): "Po laniu takiego kalibru musimy przygotować się na to, że najbliższe dni będą okropne, także dla naszych kibiców. Przepraszamy was za to. Musimy ponieść tę karę, pozbierać się i zakończyć sezon z jeszcze jednym trofeum (Pucharem Hiszpanii - PAP). Na razie jesteśmy rozbici. Trzeba pogratulować rywalom, którzy byli dziś silni i zagrali świetnie".

Jordan Henderson (kapitan Liverpoolu): "Nie wydaje mi się, żeby wiele osób dawało nam jakąkolwiek szansę. Wiedzieliśmy, że będzie to trudne, ale możliwe. Szybko zdobyliśmy bramkę, co dodało nam animuszu, ale ważny był też wysoki pressing. Determinacja jest w naszej szatni niesamowita. Wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie zrobić na Anfield coś szczególnego".

Liverpool - Barcelona 4:0 (1:0).

Bramki: Divock Origi dwie (7, 79), Georginio Wijnaldum dwie (54, 56).

Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja).

Pierwszy mecz: 3:0 dla Barcelony. Awans: Liverpool.

Liverpool: Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Joel Matip, Virgil van Dijk, Andrew Robertson (46. Georginio Wijnaldum) - Jordan Henderson, Fabinho, James Milner - Xherdan Shaqiri (90. Daniel Sturridge), Sadio Mane, Divock Origi (85. Joe Gomez).

Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Gerard Pique, Clement Lenglet, Jordi Alba - Arturo Vidal (75. Arthur), Sergio Busquets, Ivan Rakitic (80. Malcom) - Lionel Messi, Luis Suarez, Philippe Coutinho (60. Nelson Semedo).