Od słowa do słowa

Jacek Dziedzina

„Nie można czytać Pisma Świętego dosłownie”. To chyba najskuteczniejszy przepis na osobisty kryzys wiary i niemal każdy kryzys w Kościele. 

Od słowa do słowa

Uspokajam wszystkich kochających egzegezę i hermeneutykę biblijną: nie tylko nie ma sprzeczności między tą dosłownością lektury a powyższymi dyscyplinami, ale wręcz istnieje nierozerwalna nić zależności. Wie to zapewne każdy biblijny specjalista i amator: im głębiej wchodzi w znaczenie oryginalnych słów, fragmentów, całych ksiąg, kontekstów i gatunków literackich w Biblii, tym bardziej do-słownie wydobywa ich sens. I wie, że o ile 7-dniowy opis stworzenia (i odpoczynku Boga) w Księdze Rodzaju nie stoi w sprzeczności z osiągnięciami nauki, mówiącymi o miliardach lat cudów natury, a liczba 144 tysięcy opieczętowanych z Apokalipsy św. Jana nie oznacza, że w domu Ojca jest limitowana liczba mieszkań, o tyle w podobny sposób nie można traktować opisu narodzin, życia i śmierci Jezusa, dokonywanych przez niego cudów, ani też Zmartwychwstania, Zesłania Ducha Świętego czy uzdrowień dokonywanych w imię Jezusa przez Apostołów. Bo wie, że o ile w pierwszym przypadku mamy do czynienia z poematem biblijnym i wielkim hymnem na cześć Stwórcy, a w drugim z gatunkiem samym w sobie (pełnym symboli i metafor), o tyle w przypadku Ewangelii i Dziejów Apostolskich można już mówić o tym, co dzisiaj nazywa się literaturą faktu. I że tak jak gatunek literacki Księgi Rodzaju każe czytać opis stworzenia do-słownie jako uznanie wielkości Jedynego Boga, Stwórcy wszechrzeczy, tak gatunek literacki Dziejów Apostolskich każe czytać opis Zesłania Ducha Świętego i objawiających się darów, uzdrowień oraz odważnego głoszenia Ewangelii i liczby nawróconych… do-słownie jako opisy prawdziwych darów, prawdziwych uzdrowień, prawdziwej liczby nawróconych. 

Po co ta łopatologia? Bo można czasem odnieść wrażenie, że dziś zbyt często w homiletycznej praktyce wygrywa traktowanie praktycznie całej Biblii w sposób metaforyczny, nie-do-słowny właśnie. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że „wszystkie rodzaje sensu Pisma Świętego powinny się opierać na sensie dosłownym” (Suma Teologiczna, I, 1, 10 ad 1). Tymczasem bywa i tak, że nawet Dzieje Apostolskie czytamy dokładnie tak samo, jak Księgę Rodzaju czy Apokalipsę: metaforycznie – a w najlepszym przypadku historycznie, jako opis czegoś, co było możliwe w tamtym czasie, ale na pewno nie dzisiaj. Usłyszałem niedawno relację z przygotowania do bierzmowania w jednej z parafii: młodym ludziom „wyjaśniono”, żeby się nie spodziewali takich znaków, jakich doświadczyli Apostołowie w Wieczerniku, że „to tutaj będzie trochę inaczej wyglądało”... Przy takim założeniu – faktycznie, zazwyczaj „trochę inaczej to wygląda” i zamiast wysyłania w świat odważnych świadków wiary, zaliczamy kolejny event z serii „sakrament pożegnania z Kościołem”.

„Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”(Hbr 4,12). Do-słowne czytanie Biblii oznacza także uznanie tego, że Bóg mówi tu i teraz: w codziennej liturgii do Kościoła jako wspólnoty, ale też do każdego osobiście. Doświadczył tego każdy, kto szukał, pytał, w oparciu o Biblię starał się dokonywać mniej i bardziej ważnych wyborów życiowych. Doświadczają tego dziesiątki wspólnot, które w słowie Boga odkrywają nieraz zaskakujące, do-słowne, nie metaforyczne, prowadzenie. 

Zwłaszcza w Tygodniu Biblijnym warto potraktować Biblię dosłownie jako słowo Boga, żywe i skuteczne, a nie jako pełne metafor opowieści biblijne. Kryzysy wiary – osobiste i te dotyczące całego Kościoła – mają najczęściej swoje źródło w niesłuchaniu i nie traktowaniu dosłownie słowa Boga jako punktu odniesienia w rozeznawaniu i podejmowaniu decyzji. – Myślenie o Biblii należy już do takiej domeny, która nawet w instytucjach kościelnych, podejrzewam, nie znajduje się w centrum rozpoznawania, dyskutowania – usłyszałem kiedyś od pewnego życzliwego, choć niewierzącego, obserwatora życia Kościoła w Polsce. Odwrotna tendencja – skupienie się na Słowie – zupełnie zmienia perspektywę i rzeczywistość. Dosłownie.