Bracia z Cejlonu

Jacek Dziedzina

|

GN 18/2019

publikacja 02.05.2019 00:00

Wielkanocna masakra chrześcijan mogła mieć miejsce w każdym innym zakątku świata. I zarazem z taką siłą mogła zostać przeprowadzona właśnie na Sri Lance. Co jest nie tak z „olśniewającym krajem”?

Społeczność Sri Lanki wciąż nie może się otrząsnąć  po zamachach. Społeczność Sri Lanki wciąż nie może się otrząsnąć po zamachach.
NADEEM KHAWER /EPA/pap

To miał być „odwet”. Za to, że w połowie marca utożsamiający się z otwarcie rasistowską skrajną prawicą terrorysta dokonał masakry na muzułmanach w meczetach w nowozelandzkim mieście Christchurch. W ten sposób zleceniodawcy zamachów na Sri Lance (przyznało się do nich tzw. Państwo Islamskie) „uzasadnili” wielkanocną masakrę w lankijskich kościołach i hotelach. Choć zamachowiec z Nowej Zelandii nie mógł być ani trochę kojarzony z chrześcijaństwem (przeciwnie, w swoim manifeście złożył wyznanie wiary w „białą supremację” i powoływał się na „dzieło” Andersa Breivika), karę ponieśli chrześcijanie.

Dlaczego jednak „odwetu” nie dokonano w Nowej Zelandii? Dlaczego właśnie na Sri Lance? Jeśli to miała być zemsta za tamtą masakrę, to równie dobrze – poza samą Nową Zelandią – mogła się dokonać w każdym innym kraju. Czy zatem buddyjska w większości Sri Lanka była tylko przypadkowym „gospodarzem” tego szatańskiego projektu? Nie, Sri Lanka jest wyjątkowo podatnym gruntem do prowadzenia takiej wojny. Do tego stopnia podatnym, że całkiem zasadne jest pytanie, czy „odwet” za Nową Zelandię nie był tylko pretekstem w rozgrywce o wiele bardziej skomplikowanej.

Chłopaki z sąsiedztwa

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.