Ponad 400 osób wyjechało dotychczas w różne strony świata w ramach Wolontariatu Misyjnego Salwator. – Wiele osób chce pomagać – przyznaje ks. Mirosław Stanek, dyrektor WMS.
Ks. Mirosław Stanek, dyrektor Wolontariatu Misyjnego Salwator.
Krzysztof Błażyca /Foto Gość
Choć temat misji wyzwala myślenie o czynionym dobru, trudno nie wspomnieć o wielkanocnym zamachu na Sri Lance. Tam również pracują salwatorianie – z prowincji indyjskiej oraz misjonarze zgromadzenia z Europy Zachodniej. – Taka sytuacja zawsze w jakiś sposób wzbudza lęk, gdy myślimy o wolontariacie. Z drugiej strony jeszcze bardziej wzmacnia się pragnienie, aby nieść pomoc. Tak zawsze było w naszym wolontariacie. Jeśli gdzieś dzieje się coś złego, chcemy tam być, aby pomagać – mówi ks. Stanek.
Słowami przyświecającymi wolontariatowi są te wypowiedziane przez ks. Franciszka Marię od Krzyża Jordana, założyciela salwatorianów: „Dzieła Boże dojrzewają tylko w cieniu Krzyża”. – Chyba one są tu najwłaściwsze. Dzieje się zło, ale to nie znaczy, że mamy się mu poddawać. Tym mocniej trzeba się mobilizować, aby zła było mniej, a dobra jak najwięcej. Bo praca wolontariatu to przede wszystkim niesienie dobra. I w takim kontekście trzeba myśleć, nawet gdy docierają do nas informacje tak dramatyczne jak te ze Sri Lanki – dodaje ks. Mirosław.
Wspólnota
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.