Przegraliśmy

Jacek Dziedzina

Zawieszenie strajku nauczycieli to żadna wygrana rządu. To wspólna porażka nas wszystkich. Trudno żyć w kraju, w którym wykształcenie i kształcenie to deficytowa sprawa.

Przegraliśmy

Przez cały ten czas nie umiałem zająć żadnego stanowiska wobec strajku nauczycieli. Sprawa i wielowątkowa, i po części osobista. Śledziłem publikacje mądrzejszych i znających się na rzeczy – z jednej i drugiej strony sporu – słuchałem też znajomych nauczycieli. Z jednej strony widziałem przypadki brania za zakładników uczniów, którzy słusznie zaczęli obawiać się o swoje egzaminy i najbliższą przyszłość, z drugiej widziałem poświęcenie tych, którzy nie łamiąc strajku dopilnowali, by uczniowie jednak nie zostali na lodzie. Raz utwierdzałem się w przekonaniu, że nie tylko nie wszyscy nauczyciele powinni otrzymać po równo podwyżki, ale wręcz niektórzy swoją postawą udowadniają, że powinni poszukać innego zajęcia, innym razem byłem zdruzgotany jawnym lekceważeniem przez rząd postulatów tej grupy zawodowej. I udowadnianiem, że bez nauczycieli i tak sobie poradzimy. 
I tu dochodzimy do sedna: wprawdzie propaganda (niestety, inaczej tego nazwać się nie da) w mediach publicznych starała się wykazać, że to wyłącznie sprawa polityczna, bo twarzą strajku jest szef ZNP, który nie kryje swoich powiązań z opozycją (i to, zaznaczmy, też nieszczęście dla sprawy nauczycieli), to jednak prawda jest taka, że tak ogromna skala strajku była możliwa dzięki fatalnym nastrojom wśród nauczycieli, z których większość do ZNP nie należy. W jednej ze szkół, z której nauczycielami rozmawiałem, na ponad 70 zatrudnionych przed strajkiem do ZNP należało tylko kilka osób. I podjęcie strajku to nie było działanie „pod wpływem pana Broniarza”, tylko pod wpływem tego, że wykonujący ten zawód ludzie często nie potrafią przeżyć miesiąca. To nierzadko osoby, które oprócz studiów podstawowych mają za sobą po pięć, siedem studiów podyplomowych, najczęściej finansowanych z własnej kieszeni. 
Ja wiem, że sposób przeprowadzenia i kierowania strajkiem zaszkodził sprawie i wizerunkowi nauczycieli. Ale brak naprawdę konkretnej (także finansowej) propozycji ze strony rządu sprawia, że z tego strajku poobijane wychodzi całe państwo i społeczeństwo. Nauczyciele widzą, że w tym samym czasie, gdy oni bezskutecznie domagają się zmiany swojej sytuacji, odczuwalne podwyżki dostają policjanci. I powstaje sytuacja, w której początkujący policjant na rękę będzie zarabiał więcej niż nauczyciel z wieloletnim stażem. Trudno niestety nie skomentować tego słynnym zdaniem Lenina: „Państwo po­licyj­ne to państwo, w którym po­lic­jant za­rabia więcej od nau­czy­ciela”.