Anioł z dachu Notre Dame

Wojciech Wencel

|

GN 17/2019

Cywilizacja europejska nie zwaliła się 15 kwietnia 2019 r. Płonąca katedra jest tylko symbolem procesu, który dokonał się co najmniej pół wieku temu.

Anioł z dachu Notre Dame

Weseju „Paryż odnaleziony” (1948) Tymon Terlecki opisuje przeczucie katastrofy, jakie towarzyszyło mu przed wojną podczas wędrówek po stolicy Francji: „Pamiętam, że jak ptaki drapieżne, jak tratujące konie, zlatywały na mnie, raniły mnie przerażenia, że ten świat urzekający i odpychający, straszny i wspaniały, jest skazany na zatracenie, zniknie z powierzchni ziemi jak Niniwa”. Znakiem nadciągającej apokalipsy stała się dla pisarza figura anioła trzymającego w dłoniach długi róg, umieszczona między dwiema wieżami Notre Dame, na wierzchołku dachu katedry: „Instrument już prawie dotyka gorzkich warg, ale jest opuszczony ku ziemi. W zwrocie głowy na lewo, w opuszczeniu jej na ramię, w ociężałości rąk trzymających róg jest przeraźliwy smutek, straszliwa wiedza, nieopisana czułość zwłócząca od stuleci chwilę oznajmienia rzeczy ostatecznych”. Przestarzałe słowo „zwłóczyć” oznacza tu tyle co „opóźniać”. Anioł podnosi róg do ust, aby obwieścić doczesnemu światu dzień gniewu, ale zwleka, dając ludziom czas na nawrócenie. Być może dzięki niemu Terlecki, w którym przeczucie katastrofy wywoływało myśli samobójcze, przetrwał najczarniejsze godziny: „Wdrapywałem się sam jeden na górę, na ganek między wieżami, żeby odwiedzać tego anioła. Był mi bliski jak ktoś żywy”.

Po wrześniu 1939 roku wybitny teatrolog i krytyk literacki służył ojczyźnie jako oficer Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, redaktor tygodnika „Polska Walcząca”, ideolog niepodległościowej emigracji. Wojna, która przyniosła hańbę cywilizacji zachodniej i męczeństwo milionom ludzi, zwłaszcza Żydom i Polakom, nie okazała się jednak końcem historii. Terlecki wciąż odczuwał niepokój, niemal pewność najazdu barbarzyńców, którzy unicestwią chrześcijańskie dziedzictwo: „Dziś kozacy stoją na Łabie, jutro mogą stanąć na Renie, a wtedy nikt ich nie zatrzyma ani na Marnie, ani na Sekwanie, ani na Loarze”. W eseju „Kuszenie w Paryżu” (1951) pisał: „Modliłem się z moim ojcem na ruinach Akropolu w uniesieniu nad nieśmiertelną trwałością piękna. Modliłem się na gruzach getta warszawskiego w bolesnym upokorzeniu uczuć chrześcijańskich. Modliłem się na zgliszczach Warszawy w rozeznaniu, że już nigdzie i nigdy nie będę szczęśliwy. Boże przepływających obłoków i rosnących miast, nie daj mi się modlić na ruinach Paryża”. Dziś wiemy, że proroctwo pisarza się sprawdziło. Modląc się na ruinach Notre Dame, modlimy się jednocześnie na gruzach cywilizacji europejskiej. Ale cywilizacja europejska nie zwaliła się 15 kwietnia 2019 r. Płonąca katedra jest tylko symbolem procesu, który dokonał się co najmniej pół wieku temu. To nie Sowieci ani innowiercy zniszczyli chrześcijańską kulturę. Barbarzyńcami okazali się sami Europejczycy. Zresztą czy mogło być inaczej, skoro już podczas rewolucji francuskiej Notre Dame cudem uniknęła zburzenia? „Co się odwlecze, to nie uciecze” – głosi mądrość ludowa. „Idee mają konsekwencje” – podpowiada krytyczny umysł.

Długo nie potrafiliśmy pogodzić się z rzeczywistością. Jeszcze dziś niektórzy z nas interpretują pożar Notre Dame jako „ostatni dzwonek ostrzegawczy” dla „pogrążonej w kryzysie” Europy i mają nadzieję na odrodzenie dawnej cywilizacji. Ale jak odbudować coś, z czego nie korzystają już nawet chrześcijanie. W mieszkaniach młodych ludzi ze wspólnot jedyną książką jest zazwyczaj Biblia, obrazem – ikona autorstwa Kiko Argüello, a nagraniem muzycznym – sygnał w telefonie. Dante, Fra Angelico czy Palestrina nie są im do zbawienia koniecznie potrzebni.

Dla nas, pogrobowców cywilizacji chrześcijańskiej, to oczywiście przygnębiające. Mamy w domu zapasy zebrane z tysiąca lat: klasyczne dzieła, w których wciąż trwają prawda, dobro i piękno, ale zdajemy sobie też sprawę, że – jak pisał Thomas Stearns Eliot – „będą musiały przeminąć wieki barbarzyństwa”, zanim Słowo ponownie zakorzeni się w kulturze. Na szczęście to Bóg, a nie my, jest Panem historii. Choć spłonął dach Notre Dame, anioł na jego wierzchołku wciąż trzyma w dłoniach długi róg. „Instrument już prawie dotyka gorzkich warg”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.