Nie mają wiele. Ale ta paczka od rodaków to dużo więcej niż makaron i cukier…
Agata Puścikowska
Piątkowy wieczór. Harcówka przy anińskiej podstawówce otwarta na oścież. Rozpoczyna się robienie paczek wielkanocnych. Paczek radości. Paczek nadziei. Paczek, w których nie tylko zawartość jest ważna. Kilkudziesięciu wolontariuszy ustawia się w szeregu. Z rąk do rąk paczka po paczce wędruje ze szkolnej piwnicy do auta. Idzie to sprawnie, mimo że paczek jest blisko 700. Dowodzi Artur Wolter, prezes fundacji Kresy w Potrzebie – Polacy Polakom. Ale i bardzo dowodzić tu nie trzeba, bo każdy wie, po co przyszedł. Mimo późnej pory nikt na zmęczenie nie narzeka. Bagażnik w półtorej godziny zapełnia się całkowicie.
Wolontariusze wsiadają do podstawionego obok autokaru. Czas ruszać. Na Litwę, do naszych!
Do naszych
Droga do wygodnych nie należy. Młodzież z warszawskiego liceum, ze szkoły gastronomicznej w Kutnie, z Ostrowi Mazowieckiej i z ośrodka wychowawczego w Zielonce jednak nie narzeka. I, rzecz jasna, nie śpi. Opiekunowie – nauczyciele oraz starsi wolontariusze – starają się zasnąć, bo sobota będzie wymagała dobrej kondycji. Nad ranem, już za granicą, zasypiają i licealiści. Co prawda na krótko, bo tuż po godzinie szóstej autobus dojeżdża do polskiej szkoły w Butrymańcach.
Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.