Stolica ludzkości

Jacek Dziedzina

|

GN 16/2019

publikacja 18.04.2019 00:00

Czy zachowanie statusu Jerozolimy jako świętego miasta żydów, chrześcijan i muzułmanów stoi w sprzeczności z uznaniem jej za niepodzielną stolicę Izraela?

Widok na Jerozolimę z kościoła Dominus Flevit (Pan Zapłakał). Widok na Jerozolimę z kościoła Dominus Flevit (Pan Zapłakał).
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚC

Stolica Apostolska niezmiennie popiera koncepcję dwóch państw: żydowskiego i arabskiego z uchodźcami palestyńskimi oraz uznaje historyczne status quo Jerozolimy w zgodzie z dotychczasowymi rezolucjami ONZ – takie stanowisko na forum Rady Bezpieczeństwa wyraził w ubiegłym roku abp Bernardito Auza, stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy ONZ. Po części w podobnym duchu, choć już bez tak wyraźnego akcentu politycznego, napisana jest wspólna deklaracja Franciszka i króla Maroka Mohammeda VI, jaką podpisano podczas niedawnej wizyty papieża w tym kraju. „Uważamy za ważne zachowanie świętego miasta Jerozolimy jako wspólnego dziedzictwa ludzkości i przede wszystkim, dla wiernych trzech religii monoteistycznych, jako miejsca spotkania i symbolu pokojowej koegzystencji, w którym kultywuje się wzajemny szacunek i dialog. W tym celu muszą zostać zachowane i krzewione specyficzny charakter wieloreligijny, wymiar duchowy oraz szczególna tożsamość kulturowa Jerozolimy” – czytamy w dokumencie.

Faktem jest, że słowa te padają w określonym kontekście – już po uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela – a zatem dla świata muzułmańskiego taka deklaracja jest wsparciem (co było widoczne w mediach arabskich) dążenia Palestyńczyków do utworzenia przynajmniej ze wschodniej części miasta stolicy przyszłego państwa, na co z kolei nie zgadza się Izrael, uznając całą Jerozolimę za swoją stolicę.

Czy w tej plątaninie zależności i wykluczających się roszczeń jest miejsce na jedną spójną wizję statusu Jerozolimy? I czy najlepszym gwarantem jej wieloreligijnego charakteru nie jest właśnie państwo Izrael?

Miasto (nie)pokoju

Gdy polityka i wiara, historia i teologia przenikają się nawzajem, można mieć niemal pewność, że spór jest po ludzku nierozstrzygalny. Tak było, jest i będzie w przypadku Jerozolimy. Myliłby się jednak ten, kto w rozdzieleniu polityki i wiary widziałby szansę na poradzenie sobie z tym problemem i wynikającymi z niego konfliktami na Bliskim Wschodzie. Po pierwsze, w przypadku Jerozolimy takie rozdzielenie jest praktycznie niemożliwe. To tak jakby chcieć oddzielić organizm od serca. Po drugie, nawet pozostając „tylko” na poziomie wiary – nie da się tego sporu uniknąć; przeciwnie, jego temperatura sięga zenitu przede wszystkim dlatego, że dotyczy on spraw i miejsc najważniejszych dla ludzi wierzących – żydów, chrześcijan i muzułmanów. A tym samym odwrotna próba, polegająca na ograniczeniu się wyłącznie do polityki, z pominięciem sfery religijnej, jest również skazana na porażkę. Każdy, kto śledzi napięcia wokół Izraela, a w szczególności wokół Jerozolimy, i próbuje badać je na wszystkich możliwych poziomach (i politycznych, i religijnych), nieraz pewnie musiał weryfikować swoje poglądy.

Wśród samych Żydów żyjących dzisiaj w Izraelu nie ma zgody co do statusu państwa Izrael i samej Jerozolimy. Paradoksalnie (z naszego punktu widzenia) największymi przeciwnikami państwa Izrael są najbardziej ortodoksyjni Żydzi. Wierzą bowiem, że gdyby nie lewicowi i niewierzący w większości syjoniści, którzy powołali w 1948 roku świeckie państwo, Mesjasz już dawno przyszedłby na ziemię (w dzielnicy Mea Szarim spalono kiedyś księgarnię, w której sprzedawano książki klasyków politycznego syjonizmu). Nie dość, że ich przedstawiciele tworzą ultraortodoksyjne partie polityczne (w nieuznawanym przez siebie państwie!), to na dodatek wchodzą w koalicję z partią Likud premiera Netanjahu, który jest uosobieniem bezkompromisowości w umacnianiu państwowości izraelskiej, związanej także z odzyskiwaniem (a z palestyńskiego punktu widzenia z okupacją) terytoriów należących historycznie do Żydów.

Nie ma zgody w stosunku do Izraela i Jerozolimy także wśród chrześcijan na całym świecie: dla jednych wszelkie polityczne i terytorialne zwycięstwa Izraela są wypełnieniem się obietnic zawartych w biblijnych proroctwach (najmocniej akcentuje to nurt ewangelikalny z USA, jedno z głównych zapleczy wyborczych republikanów), dla innych jest to wyraz nieuprawnionych roszczeń Żydów kosztem mieszkających tam osób innych narodowości i wyznań. Chyba najbardziej zgodni co do statusu Jerozolimy są muzułmanie, ze względu na Kopułę na Skale i meczet Al-Aksa znajdujące się na Wzgórzu Świątynnym – choć to określenie, naturalne dla Żydów, jest niemal nieużywane przez Arabów, którzy kwestionują nierzadko sam fakt istnienia w tym miejscu Świątyni Jerozolimskiej.

Ziemia jest ważna

Nas jednak interesuje najbardziej chrześcijańskie rozumienie Izraela i Jerozolimy. I choć w sensie duchowym i teologicznym przynajmniej katolicy od Soboru Watykańskiego II nie powinni mieć wątpliwości co do traktowania samego narodu Izraela i judaizmu jako naturalnego środowiska, z którego Kościół wyrasta, to już w przypadku geografii, ziemi i posiadania konkretnego terytorium zdania są podzielone, również wśród samych katolików. Bo z jednej strony mamy dyplomatyczne stanowisko Watykanu o „zachowaniu status quo” Jerozolimy, z drugiej zaś stanowisko Papieskiej Komisji Biblijnej: „Nie wolno zapominać, że Bóg obiecał Izraelowi konkretną ziemię i istotnie dał mu ją w dziedzictwo. Ten dar ziemi uwarunkowany został wiernością przymierzu (Kpł 26; Pwt 28)” – czytamy w jej dokumencie pt. „Naród żydowski i jego święte pisma w Biblii chrześcijańskiej” (nr 57) opublikowanym w 2001 roku. Wynika z niego jasno, że obietnice dane narodowi wybranemu (a te są, zgodnie z zapewnieniem św. Pawła, nieodwołalne) dotyczą także konkretnej ziemi.

To dlatego trudno chrześcijanom wyłącznie w kategoriach politycznych traktować i utworzenie państwa Izrael w 1948 roku, i zjednoczenie Jerozolimy w 1967, podobnie jak przejęcie kontroli nad Wzgórzami Golan. Takie podejście, uznające wszystkie te wydarzenia związane z posiadaniem konkretnej ziemi za dowód wypełniających się proroctw, reprezentują właśnie wspomniane nurty ewangelikalne. Czy pozostałym chrześcijanom może być z nimi po drodze?

Jesteś u siebie

Jan Paweł II w liście apostolskim „Redemptionis Anno”, opublikowanym w Wielki Piątek 1984 roku, napisał m.in.: „Cała ludzkość, a przede wszystkim ludy i narody, które mają w Jerozolimie swoich braci w wierze chrześcijańskiej, żydów i muzułmanów, mają powód do tego, aby czuć się bezpośrednio zainteresowanymi tą sprawą i robić wszystko, co tylko możliwe, dla zachowania świętego, jedynego i niepowtarzalnego charakteru tego miasta (…). Jerozolima, będąc ojczyzną serc wszystkich duchowych potomków Abrahama, którym jest niezwykle bliska, i będąc – dla oczu wiary – punktem, w którym nieskończona transcendencja Boga styka się z rzeczywistością stworzonego bytu, nabiera rangi symbolu, oznaczającego spotkanie, więź i pokój dla całej rodziny ludzkiej”.

Trochę mniej dyplomatyczne są wypowiedzi patriarchów Kościołów z Ziemi Świętej. Dominuje w nich sprzeciw wobec polityki Izraela, co spowodowane jest m.in. tym, że wśród Palestyńczyków są również chrześcijanie, więc ich doświadczenie w zderzeniu z rzeczywistością tamtego miejsca jest często bolesne. Jeszcze w miarę spokojne w tonie jest opublikowane w 1994 roku memorandum zatytułowane „Znaczenie Jerozolimy dla chrześcijan”. Dokument podkreśla znaczenie miasta jako świętego dla judaizmu, chrześcijaństwa i islamu oraz mówi, że Jerozolima jest w pewnym sensie „stolicą świata”: „Dla chrześcijaństwa Jerozolima jest miejscem korzeni, zawsze żywotnym i karmicielskim. Każdy chrześcijanin jest tam urodzony. Dla każdego chrześcijanina być w Jerozolimie znaczy być u siebie”.

Bardziej mocna i jednak dość antyżydowska w wymowie jest tzw. deklaracja bejrucka z 1996 roku, przedstawiona przez patriarchę łacińskiego Michela Sabbaha podczas obrad Rady Kościołów Bliskiego Wschodu: „Żadna potęga świata nie ma prawa judaizowania Jerozolimy, jej umiędzynarodawiania, ani pozbawiania jej charakteru arabskiego i islamochrześcijańskiego. Żaden autorytet międzynarodowy, arabski, chrześcijański czy muzułmański nie może pozbawić Jerozolimy jej charakteru islamochrześcijańskiego. Każda decyzja w tym względzie jest pozbawiona mocy i nieważna” – czytamy. Zdziwienie budzi zwłaszcza radykalna krytyka „judaizacji” Jerozolimy i zarazem podkreślanie jej „islamochrześcijańskiego” charakteru. Choć teologicznie powinniśmy mówić raczej o judeochrześcijańskich więzach i charakterze miasta, w zderzeniu z tamtejszymi realiami okazuje się to – według patriarchów – fikcją.

Z jednej strony patriarcha Sabbah słusznie domagał się od władz izraelskich większej dostępności dla palestyńskich chrześcijan do miejsc świętych. Z drugiej zaś strony sam od palestyńskich chrześcijan w Jerozolimie słyszałem taką opinię: „Relatywnie patrząc, żyjemy w pokoju dzięki temu, że rządy sprawuje Izrael. Gdyby to islam rządził, nie byłoby swobody wyznania. Myślisz, że Żydzi mogliby tutaj żyć w pokoju?”.•

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.