Cierń

Marcin Jakimowicz

„W Notre Dame ocalała korona cierniowa Jezusa”. Przyznacie, że w Wielkim Tygodniu news, który obiegł wszystkie agencje świata, robi ogromne wrażenie.

Cierń

„Rektor katedry prał. Patrick Chauvet potwierdził, że korona cierniowa Jezusa Chrystusa została uratowana z pożaru. Podobnie gwoździe – relikwie Męki Pańskiej” – czytam w agencjach. Te słowa robią na mnie ogromne wrażenie. Tak, jakby oko kamery filmującej ogień trawiący gigantyczną świątynię najechało na chwilę na kilka niepozornych „drobiazgów”. 
Znam wielu, którzy uwierzyli stając „twarzą w twarz” przed chustą z Manoppello, która łączy w sobie cechy fotografii, hologramu, malowidła i szkicu, ale… nie jest żadnym z nich.
W paryskiej katedrze Notre Dame w każdy pierwszy piątek miesiąca o godzinie piętnastej publiczne wystawiano relikwię czczoną od wieków jako Korona Cierniowa Jezusa. Została ona sprzedana w 1239 roku królowi Francji św. Ludwikowi IX przez Baldwina II, młodego władcę Łacińskiego Cesarstwa Konstantynopola. 
Od lat setki naukowców pochylają się nad drzazgą, gwoździem czy skrawkiem płótna, a rezultaty ich badań przerastają ich najśmielsze oczekiwania. Czy to jedynie tęsknota za wiarą „z krwi i kości”? Za dotknięciem tego, co nieuchwytne? Nie. Jezus Chrystus Bóg i człowiek pozostawił po sobie materialne ślady. 
To co działo się w czasie Paschy w Jeruszalaim nie jest, jak chce wielu, jedynie pobożną metaforą czy mityczną opowieścią. Skazaniec naprawdę płakał spoglądając na Miasto Pokoju, pocił się krwią w Gat Szemanim (dosłownie „Tłoczni oliwek”) i krzyczał: „Przebacz im! Nie wiedzą, co czynią”.
Każdy pozostawia po sobie materialne ślady. 
Trudno, by nie zostawił ich Ktoś, kto wywarł największy wpływ na dzieje ludzkości.