Déjà vu

Marcin Jakimowicz

Kulminacyjny tydzień życia Jezusa był sprawdzianem wierności uczniów. Ten, na którym Jezus zbudował Kościół, nie zdał tego egzaminu. Zwiał.

Déjà vu

Gdy ujrzał Jezusa po raz pierwszy krzyknął: „Odejdź”. To wówczas nad jeziorem, wśród łodzi i sieci pełnych ryb Jezus zmienił mu imię. Szymon stał się Piotrem.

Nadszedł kulminacyjny tydzień życia Mesjasza. Rodzaj sprawdzianu wierności uczniów. Piotr nie wypadł w tej próbie najlepiej. Nie potrafił odnaleźć się w gąszczu wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Ten, który niedawno jako jedyny poprawnie zdał test: „Za kogo ludzie uważają Syna człowieczego”, przy zwykłej służącej powiedział: „Nie znam Mesjasza, Syna Boga żywego”. Wyjąkał: „Nie znam tego człowieka”.

Był jedynym apostołem, który nie chciał, by Jezus umywał mu nogi.

Jako jedyny zapewniał: „Nigdy Cię nie zdradzę!”.

Spał, gdy przerażony Mistrz pocił się krwią, tocząc w ogrodzie walkę na śmierć i życie.

W czasie szamotaniny odciął Malchusowi ucho i kompletnie nie rozumiał, dlaczego Jezus uzdrowił oprawcę.

Zdradził wszystko, w co wierzył.

Nie zdał próby krzyża. Nie było go na Golgocie. W najważniejszej chwili wszechświata, gdy umierał Syn Boga, Piotr rozdrapywał rany, pogrążony w czarnej rozpaczy.

Bardzo dotyka mnie scena po Zmartwychwstaniu. Jezus nie czyni Piotrowi wymówek. Zauważyliście, że sceneria była identyczna, jak przy ich pierwszym spotkaniu? Fale, jezioro, łodzie, sieć pełna ryb. Piotrowi mogło się wydawać, że przeżywa déjà vu. Jezus, rozmawiając z Rybakiem, nie zwraca się do niego: „Piotrze!”, ale wraca do jego pierwotnego imienia: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”. Tak, jakby chciał powiedzieć: „Przebaczam Ci wszystko. Możesz zacząć od początku. Nie katuj się już tym, że uciekłeś spod krzyża. Na tobie zbuduję mój Kościół – nie cofam Swojego słowa”.