Wziąć krzyż i iść za Jezusem oznacza nie pchać się w kłopoty, ale z nich wychodzić.
Pieter Brueghel Młodszy, Procesja na Kalwarię, 1602 r.
zasoby internetu
Co roku w okolicy Wielkiego Tygodnia media pokazują filipińskich pokutników, którzy w trakcie odprawianej Drogi Krzyżowej dają się przybić do krzyży. Prawdziwe gwoździe przebijają ich prawdziwe dłonie. To musi być wielkie cierpienie. Nie większe jednak niż nieporozumienie, z którego wynika ta praktyka. Gdybyż ci ludzie uważniej posłuchali słów Ewangelii, zrozumieliby, że zbawia nas męka Chrystusowa, a nie własna. To w Jego krwi mamy się zanurzyć. Nie we własnej.
Nie ma warunków
Pielgrzymów po raz pierwszy odwiedzających Jerozolimę zaskakuje fakt, że droga krzyżowa, którą Zbawiciel przemierzył z krzyżem, jest tak trudna do przejścia. Do skupienia nie nastrajają wąskie uliczki pełne sklepów, z krzykliwymi sprzedawcami i towarami wystawionymi nachalnie na zewnątrz. Uczestnicy muszą przeciskać się między tłumem turystów z całego świata, z trudem nasłuchując słów prowadzącego, niknących we wszechobecnym zgiełku. Łatwo przeoczyć kolejne stacje, najczęściej niepozornie oznaczone metalowymi tarczami zawieszonymi na ścianach budynków. Trudno uniknąć rozproszeń, trudno się modlić. Krótko mówiąc: nie ma warunków. Zupełnie jak wtedy…
Ciasna droga
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.