Ćwiczenie dobrej śmierci

publikacja 01.04.2019 06:00

Na czym polega? Kto może je praktykować? Kogo można postawić za wzór jego wykonywania? Wyjaśnia salezjanin ks. Piotr Lorek.

Ćwiczenie dobrej śmierci Ks. Piotr Lorek SDB. MG/Foto Gość

Małgorzata Gajos: Czym jest ćwiczenie dobrej śmierci? 
Ks. Piotr Lorek SDB: Jest przygotowaniem swojej duszy na spotkanie z Panem. Pismo Święte mocno akcentuje czas powtórnego przyjścia Chrystusa na końcu świata, ale również moment, gdy my odchodzimy stąd na spotkanie z Nim w wieczności. Z tego względu Kościół daje nam takie narzędzie, byśmy lepiej się do tego dnia przygotowali, żeby nic złego nas wtedy nie zaskoczyło.

Pewnie bardziej byśmy się mobilizowali, gdybyśmy znali datę naszej śmierci.
Zupełnie inaczej układalibyśmy pewne sprawy. Proste ćwiczenie: wiem, że zostaje mi tydzień życia na tym świecie. Staję i myślę: z kim powinienem się spotkać, co muszę załatwić, co zakończyć, o co się modlić? Św. Jan Bosko ćwiczenie dobrej śmierci praktykował wśród salezjanów i wychowanków. Do dziś w naszych wspólnotach salezjańskich raz w miesiącu podczas dnia skupienia odmawiamy specjalne modlitwy. 

Ksiądz Bosko miewał sny, w których widział, że jego wychowankowie odejdą w najbliższym czasie, co robił?
Św. Jan Bosko pomagał im dobrze się przygotować. Bo kiedy na słówku wieczornym opowiadał, że w śnie widział osoby, które umrą w niedługim czasie, to pewnie wszyscy byli poruszeni. Ale on nie mówił bezpośrednio: „ty mi się śniłeś’, tylko otaczał szczególną opieką te osoby, by bez strachu, ale dobrze przygotowali się na spotkanie z Panem. Zachęcał i dawał okazję do spowiedzi, modlono się za siebie nawzajem, naprawiano relacje. Mimo odejścia młodych osób śmierć nie była taka straszna, a duchowe dobro dotykało całej wspólnoty.

Na czym polega ćwiczenie dobrej śmierci? 
Dobrze, gdy jest połączone z sakramentem pojednania, Eucharystią i czasem na modlitwę osobistą lub wspólnotową, np. adorację. Jest duchową zgodą na wolę Pana Boga względem mnie. Cokolwiek by się działo w tym najbliższym czasie, przyjmuję to z rąk Najwyższego. Ludzie świeccy też mogą przeżywać swój dzień skupienia w swojej wspólnocie lub prywatnie. W nowicjacie uczyliśmy się przeżywać ten dzień bardzo głęboko. Duchowe ćwiczenia były połączone z porządkowaniem pokoju, spraw oraz relacji. Przepraszaliśmy się nawzajem i był to dzień pojednania także z braćmi. Ten dzień był wymagający, ale w efekcie końcowym bardzo pozytywny. Po dobrze odprawionym ćwiczeniu dobrej śmierci, z dobrą spowiedzią,  modlitwą, z pogodzeniem się ze śmiercią człowiek ma więcej pokoju w sercu, jest spokojniejszy. I ten klimat udzielał się całej wspólnocie, jak w wigilię, kiedy łamiemy się opłatkiem. Bóg przychodzi wtedy z darem pokoju i pojednania.

Czyli w takim skrócie na ćwiczenie dobrej śmierci składa się spowiedź, modlitwa, adoracja, Eucharystia. Czy są to konkretne modlitwy?
Byłoby dobrze, gdyby wszystkie te elementy były obecne, wtedy owoce są pełniejsze. My mamy bardzo konkretne modlitwy w tym dniu. Jest modlitwa do Ojca Przedwiecznego i do Pana Jezusa o dobrą śmierć. Przyzywamy św. Józefa – patrona umierających, przy którego śmierci był Jezus i Maryja. Modlimy się również za tego z nas, który pierwszy odejdzie do wieczności. Nie wiemy, kto nim będzie, może modlimy się za siebie, może za przyjaciela lub nieprzyjaciela, za brata, który klęczy obok mnie. Te modlitwy mogą mieć krótszą i prostszą formę, zwłaszcza, gdy odprawiają je świeccy. Warto pamiętać, że każdy pogrzeb, wizyta na cmentarzu, towarzyszenie umierającym mogą być ćwiczeniem dobrej śmierci.  

To ćwiczenie wiążę się także z pojednaniem z ludźmi.
Tak, wiąże się z pojednaniem, przeproszeniem i prośbą o przebaczenie. Można to zrobić w rodzinie czy wspólnocie prostym gestem, słowem „przepraszam” i podaniem sobie ręki. Po dniu skupienia jest inna atmosfera w domu. Świadomość śmierci uczy nas myślenia o tym, co najważniejsze. Na co dzień przejmujemy się drobnostkami, kłócimy się o niepotrzebne rzeczy, mamy do siebie pretensje o byle co, a wobec faktu, że przecież niebawem stąd odejdziemy, wszystko to okazuje się mało istotne. Nabieramy takiego zdrowego dystansu do rzeczy, które niepotrzebnie zajmują nam serce.

Dobrze więc, by osoby świeckie praktykowały to ćwiczenie dobrej śmierci? 
Mogą praktykować, bo to jest zachęta dla każdego chrześcijanina, żeby był po prostu gotowy. 

Wielki Post to dobry czas, by rodzinnie zrobić sobie takie ćwiczenie dobrej śmierci?
To dobry czas, bo przecież Wielki Post jest przygotowaniem na śmierć Pana Jezusa i na Jego Zmartwychwstanie. Ten moment umierania i śmierci namacalnie przeżywamy w Nabożeństwie Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żalach. Sam Jezus przygotowywał swoich uczniów na to, że umrze oraz na ich własną śmierć. Droga do Jerozolimy, Ostatnia Wieczerza, modlitwa w Ogrójcu i wreszcie pusty grób i spotkania ze Zmartwychwstałym to ćwiczenia dobrej śmierci opisane w Biblii. Dla nas ta modlitwa ma również wymiar paschalny, bo nie zatrzymuje się na śmierci, ale prowadzi do zjednoczenia z Bogiem, świętości i otwiera na wieczność.

Czy warto napisać testament? Zdarzało wam się to we wspólnocie?
Testamenty piszemy przed złożeniem ślubów wieczystych. Natomiast ćwiczenie dobrej śmierci może się wiązać z ponownym przeczytaniem testamentu lub dopisaniem czegoś nowego. Taki miał zwyczaj robić św. Jana Paweł II podczas dorocznych rekolekcji. Testament ma swój wymiar duchowy, ale również materialny, bo nic ze sobą na tamten świat nie zabierzemy.

Warto zrobić na przykład przegląd książek i faktycznie rozstać się z jakimiś rzeczami podczas ćwiczenia dobrej śmierci?
Niekiedy tak. Na pewno nie da się robić tego dokładnie co miesiąc. Ale w Wielkim Poście, raz w roku czemu nie? U nas w zakonie nazywa się  to scrutinum paupertatis – czyli weryfikacja ubóstwa. Przeglądam rzeczy, których używam i pytam czy są mi potrzebne, czy mi służą? Jeśli nie, to mam okazję by je komuś przekazać lub się ich pozbyć. Tak robi się np. z książkami, ubraniami, instrumentami. Chodzi także o porządek z rozliczeniami, rachunkami, zobowiązaniami, zwrot pożyczek, dokończenie spraw niezałatwionych, które zalegają. Chcę być gotowy na śmierć, to znaczy mieć wyrównane sprawy z ludźmi, wykonać to, co ode mnie zależy. Chcę być spokojny, że w najbliższym czasie mogę odejść i nie narobię komuś przez to dodatkowych kłopotów.

Dla mnie takim wzorem odchodzenia i pogodzenia się ze śmiercią są błogosławieni chłopcy z Piątki Poznańskiej.
Ich odchodzenie można uznać za wzorowe ćwiczenie dobrej śmierci. Pojednali się z Panem Bogiem przez spowiedź i komunię św., razem się modlili, napisali listy do swoich najbliższych, żegnając się z nimi, przepraszając za wszystko i dziękując. Oni wiedzieli, że śmierć jest tuż, tuż, ale przeżywali te chwile z wielkim spokojem. Z tych listów bije głęboka wiara, pogodzenie się z wolą Bożą, radość z bliskiego spotkania z Jezusem. Poruszony ich postawą był kapłan towarzyszący im w ostatniej drodze, który zaświadczył, że odeszli ludzie święci.

Szczególnie, że była to śmierć męczeńska, przez zgilotynowanie…
Tak i po ludzku to było coś strasznego. A oni się wspierali i przypuszczam, że przebaczyli sobie nawzajem, że sobie podali ręce i modlili się jeden za drugiego. 

Czyli było to takie ćwiczenie dobrej śmierci, ale ludzi młodych.
Tak, ćwiczenie i dobra śmierć młodych ludzi. My nie wiemy kiedy i jak odejdziemy, może to być nawet dzisiaj, gdy wielu jest w pełni życia.

Wydaje mi się, że raczej starsze osoby myślą o śmierci, bo to jest bardziej „logiczne”. Młodzi chyba nie myślą o śmierci tak często. Może bardziej, gdy ich to jakoś bezpośrednio dotknie. 
Kiedy śmierć dotknie kogoś bliskiego, zatrzymuje się czas. Zauważamy wówczas rzeczy niepotrzebne, które w życiu są dodatkiem, ale nie są jego istotą. Patrzymy w swoje wnętrze, w przeszłość i pytamy o to, co będzie. Pytają młodzi i starsi. Modląc się o dobrą śmierć, przygotowujemy się do niej. Osobom starszym, które wiedzą, że to niebawem nastąpi, modlitwy mogą pomóc zaakceptować fakt umierania, przeżywania doświadczeń choroby i własnej słabości. 

Warto chyba jeszcze zwrócić uwagę, że w nazwie jest ćwiczenie DOBREJ śmierci. 
Tak. Sama śmierć jest faktem i jest czymś oczywistym dla każdego, bo każdy przez to przejdzie. Natomiast czy przejdzie przez ten moment źle, to znaczy nieprzygotowany, ogarnięty złem, niepojednany, czy przejdzie dobrze, pojednany z Bogiem i ludźmi to jest różnica. W grę wchodzi bowiem cała wieczność. Dobra śmierć polega na tym, że przez tę bramę przejdziemy ogarnięci miłością do jeszcze większego dobra, jakim jest życie w jedności z Panem Bogiem. 

Ile razy można wykonywać takie ćwiczenie?
Można je wykonywać wiele razy, przez całe życie. W każdym momencie drogi jesteśmy trochę inni i inaczej ten fakt przeżywamy. Inaczej je przeżyje człowiek młody, inaczej zakonnik czy osoba świecka, inaczej ktoś, kto wie, że jest śmiertelnie chory lub w podeszłym wieku. Dlatego jest nazwane ćwiczeniem, by wypełniły się słowa św. Pawła: „w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem”.