Internet to nie druk i nieco innymi prawami się rządzi. Jednak między „proste” a „prostackie” jest spora różnica.
Ze względu na wykonywany zawód czasem wchodzę na różne internetowe portale informacyjne. Czy też na różne portale „informacyjne”. Bywa bowiem, że przeczytam coś sensownego, interesującego i dobrego. Bywa, że to nawet inspirujące. Ale zazwyczaj włos jeży się na głowie, a teksty prezentowane na portalach są po prostu źle redagowane, prymitywne. Jasne, że internet to nie druk i nieco innymi prawami się rządzi. Jednak między „proste” a „prostackie” jest spora różnica. Tak samo między „tekst krótki” a „tekst okrojony z wartości merytorycznych”. Ale to nawet nie jest największy problem, o ile – co warto zaznaczyć – czytelnik owych portali ma też inne źródła informacji i strony internetowe nie są jego jedynym źródłem wiedzy o świecie ani jedynym kontaktem z tekstem. Dużo gorzej prezentuje się tematyka owych „informacji”. Że tendencyjna – pokazująca niemal wyłącznie zło, skandale i nieco spaczoną wizję świata, to jedno. Drugie, że kreuje pewne tematy czy zjawiska, o których nawet byśmy nie wiedzieli, że istnieją. Bo tak naprawdę nie istnieją lub są marginalne. Dzięki zainteresowaniu jednego czy drugiego portalu, a de facto stworzeniu problemu, mają szansę zaistnieć. Portal wykarmi się dzięki temu, bo czytelnik klika – najpierw tematem zadziwiony, potem zainteresowany, a na końcu –przekonany, że ów tekst jest prawdą. „Taką prawie z Wikipedii” – jakby właśnie Wikipedia, którą może „redagować” każdy, była miernikiem prawdziwości.
To teraz krótka próbka. Przegląd prasy na wesoło, czy raczej groteskowo, jednego z portali.
Temat pierwszy. Kolejna odsłona upadłego love story dawnego premiera i jego byłej już (kraj odetchnął, ale tylko na chwilę) żony – poetki. W zasadzie temat znany i wielokrotnie odgrzewany. Nie trzeba wspominać, że żenujący. Ale co tam. Napisze się, przywoła, okrasi. Ludzie klikną. Przecież wielu czytelników ma podobne problemy. A nawet jeśli byłe żony poetkami nie są i publicznie brudów nie piorą, to człowiek przynajmniej się z tego faktu ucieszy.
Temat drugi. Jakiś łzawy reportaż o tym, że małżeństwa się rozstają, bo ona się rozwija, a on nie. Ona idzie po szczeblach kariery jak burza, a on nie wie, co to dress code i nie myje rąk. Znają państwo takie sytuacje? No to poznają.
Temat trzeci. Tekst „Mój tata jest księdzem”, a obok „Celibat to przeżytek” – czyli kolejna odsłona poważnych tematów poruszanych przez ignorantów. Nie z troski o Kościół, lecz o klikalność.
Takie są niektóre media. Dlatego szukajmy dobrych.•
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.