Czy Europę można jeszcze uratować?

Andrzej Nowak

|

GN 12/2019

To było poruszające doświadczenie: zobaczyć, że nie jesteśmy sami i jak bardzo na nas, rodaków św. Jana Pawła II, liczą inni mieszkańcy Europy.

Czy Europę można jeszcze uratować?

Pojawia się to podszyte zwątpieniem pytanie, kiedy widzimy to, co widzimy. Zdrowy namysł nie nad tym, „czy?”, ale „jak” ratować naszą cywilizację zaproponowała Europejska Inicjatywa Obywatelska „One of Us”. Stało się o niej głośno, kiedy zebrała blisko 2 mln podpisów pod petycją, domagającą się uwzględnienia w prawodawstwie UE godności i wartości nienarodzonego dziecka. Trybunał Sprawiedliwości UE poparł jednak w końcu 2018 r. stanowisko Komisji Europejskiej, która odrzuciła żądanie przedstawienia Parlamentowi Europejskiemu propozycji legislacyjnej zgłoszonej przez 2 mln obywateli… Nie można jednak załamywać rąk. Trzeba zebrać nie 2 mln, ale może 200 mln? Z tą myślą inicjatywa „One of Us” zorganizowała w Paryżu, w Pałacu Luksemburskim – siedzibie francuskiego Senatu – konferencję, która ma dać impuls do stworzenia sieci współpracy wszystkich, którzy chcą, żeby Europa była wierna swej tradycji.

Byłem zbudowany rangą intelektualną, jaką nadały temu spotkaniu wystąpienia najwybitniejszych przedstawicieli współczesnej myśli francuskiej: Remi Brague’a, Pierre’a Manenta, Oliviera Reya. Występowali także znakomici przedstawiciele współczesnego niemieckiego, holenderskiego, angielskiego, hiszpańskiego, portugalskiego, austriackiego, włoskiego, rumuńskiego, słowackiego, węgierskiego czy belgijskiego duchowego ruchu oporu przeciw samobójstwu Europy. Byli również Polacy. To było poruszające doświadczenie: zobaczyć, że nie jesteśmy sami.

Zostałem na tym spotkaniu poproszony o krótką refleksję nad szansami przebudzenia europejskiej inteligencji. Pomyślałem, że najlepszym wprowadzeniem może być przesłanie, jakie kieruje do nas sprzed wieków pierwszy polski inteligent – mistrz Wincenty, zwany Kadłubkiem. Swoją kronikę zaczyna wszak od słów, które przypominają, że kryzys wartości nie jest całkiem nowym stanem w naszej historii. Te słowa brzmią: „Była, była kiedyś cnota w tej Rzeczypospolitej…”. To nie znaczy, że kiedyś był „wiek złoty”. Raczej naprowadza nas to zdanie na obowiązek pamięci o tym, że w przeszłości możemy odnajdywać godne naśladowania wzory i że mamy wiele do zawdzięczenia tym, którzy przed nami przekazali kolejnym pokoleniom dziedzictwo historyczne i kulturowe chrześcijańskiej Polski i Europy. Drugie, oryginalne zdanie mistrza Wincentego – na które zwróciłem uwagę – to definicja sprawiedliwości: „Polega ona na tym, by pomagać najbardziej temu, który może najmniej”. To jest Europa oparta nie na kulcie siły, ale na zdolności wsparcia dla najsłabszych. Dzisiaj najsilniejsze jest lobby LGBT, część lobby „postępu”. Najsłabsi są ci, którzy zawsze byli najsłabsi: dzieci wykorzystywane przez dorosłych i te jeszcze nie narodzone, zabijane przez dorosłych… Definicja sprawiedliwości przedstawiona przez mistrza Wincentego, odwołująca się do inspiracji chrześcijańskiej, jest fundamentem tożsamości naszej cywilizacji. Jeśli nie obronimy jej praktycznego zastosowania w życiu i nie przywrócimy w prawodawstwie europejskim – to Europy nie będzie. Poleciłem zatem uwadze zgromadzonych w Pałacu Luksemburskim trzecie zdanie z kroniki mistrza Wincentego: „Identitas est mater societatis” (Tożsamość jest matką wspólnoty/społeczności). W takim kontekście można zobaczyć coraz bardziej gwałtowne ataki na pamięć dziedzictwa europejskiego, na jej historyczną tożsamość. Dałem jeden przykład: Dom Historii Europejskiej, zbudowany za 50 mln euro przy Parlamencie UE w Brukseli. A w nim: nie ma gotyckich katedr, nie ma Dantego, Bacha, Rafaela, Mozarta, Szekspira, nie ma Platona, Augustyna, Tomasza z Akwinu, Kopernika, Newtona, nawet Kanta... Europa przed połową XX wieku to wyłącznie wieki ciemne, „zabobon chrześcijański” (zło), narody (zło), jedyne światełko nadziei niosą Karol Marks i jego uczniowie. Dopiero Unia Europejska jest dobra w historii Europy. Chce więc nas „wyleczyć”, jak pacjentów, ze „złej pamięci”, ze „złej tożsamości”. Nie ma już żadnej obietnicy lepszego jutra, więc tym usilniej stara się nam zapewnić nową perspektywę przeszłości: tak groźną i obrzydliwą (chrześcijaństwo! nacjonalizmy! rasizm!), byśmy uwierzyli, przestraszeni, że musimy grzecznie pozostać w rękach naszych terapeutów z Brukseli, by do takiej przeszłości nie wrócić.

Na czym więc ma w tej sytuacji polegać przebudzenie europejskiej inteligencji? Na uporczywym wykonywaniu obowiązku pamięci o tym, czym jest europejska tożsamość, na jakich wartościach została zbudowana. I na odwadze inspirowania buntu „pacjentów”, w jakich urzędnicy „postępu” starają się przemienić mieszkańców naszego kontynentu. Musimy połączyć nasze siły. Inaczej nas „wyleczą”, naród po narodzie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.