Czy ma siostra talerz zupy i ubranie dla 10-letniego Jezusa?

Małgorzata Gajos

publikacja 15.03.2019 00:00

Nazywany "ks. Bosko ubogich". Po cudownym wyzdrowieniu poświęcił swoje życie chorym i ubogim. Możnych prosił o pożyczki dla Pana Boga. Bł. Artemides Zatti widział w drugim człowieku Chrystusa.

Czy ma siostra talerz zupy i ubranie dla 10-letniego Jezusa? Artemides Zatti, fotoreprodukcja z książki: ks. S. Szmidt sdb "Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej" MG/Foto Gość

Artemides Zatti urodził się 12 października 1880  roku w  Boretto w dzielnicy Regio Emilia.  Gdy rodzice byli w pracy Artemides zajmował się swoją siostrą. W wieku 9 lat zaczął pracować na dużym gospodarstwie. Wstawał o 3 nad ranem, jadł szybko polentę i biegł na pole. Płacono mu 25 lirów rocznie, ale na koniec każdego tygodnia, kiedy wracał do dom, niósł ciasto od swojej pracodawczyni. Dawał je swojemu rodzeństwu i cieszył się, że wszystko znika w mgnieniu oka. I tak było do 16 roku życia.

Sytuacja ekonomiczna we Włoszech była coraz gorsza. W Argentynie w Bahia Blanca mieszkał wujek Zattiego. Pisał rodzinie, że pracy nie brakuje. W 1897 roku rodzina zdecydowała się na wyjazd do Ameryki. Wujek pomagał otworzyć ojcu Artemidesa stragan. Chłopak pracował najpierw w hotelu, a potem zajął się wyrabianiem cegieł. W pobliżu miejsca, gdzie pracował, znajdował się kościół prowadzony przez salezjanów, którzy przybyli na misje w 1875 r. Artemides w wolnym czasie pomagał proboszczowi Carlo Cavelliemu i czytał książki w bibliotece. Ks. Cavelli dał mu życiorys św. Jana Bosko. W Zattim powoli zaczęło rodzić się powołanie do kapłaństwa. Mając 19 lat porozmawiał z ojcem o swojej decyzji zostania salezjaninem. Usłyszał mądre słowa:

"Jesteś dorosły. Zadecyduj sam. Przemyśl jednak dobrze sprawę, bo nie chodzi tutaj o błahostkę. Jak zaczniesz jakąś drogę, trzeba iść do końca".

Artemides wyjechał do Bernal, blisko Buenos Aires. Wśród przyjętych kandydatów był jednym z najstarszych. Wiązało się to z pewnymi trudnościami w nauce. W międzyczasie do Bernal przybył salezjanin chory na gruźlicę. Zatti się nim opiekował, ale młody salezjanin zmarł. Artemidesa też zaczał męczyć kaszel, miał wysoką gorączkę, która każdego wieczoru podnosiła się. Lekarz stwierdził gruźlicę w płucach. Zapytał salezjanów, czy nie mają może domów pod Andami. Poradził wysłanie tam chłopca. Najpierw jednak Zatti musiał przebyć 600 km w pociągu do rodzinnej parafii w Bahia Blanca. Przyjechał wykończony. Ks. Carlo postanawił wysłać go do domu salezjańskiego w Viedma. Zatti postanowił być posłuszny woli Bożej. "Pojadę do Viedma - pomyśłał - aby umrzeć, jeśli Bóg tego chce".

Przez ręce Wspomożycielki

W Viedma powstał niezwykły dom salezjański, który posiadał szpital i aptekę. Dowodził nim ks. Evasio Garrone, który wcześniej był sanitariuszem w wojsku włoskim. To właśnie jemu powierzył ks. biskup Jan Cagliero zorganizowanie apteki i przychodni lekarskiej. Ks. Garrone został więc "doktorem". W jego przychodni panował zadziwiający zwyczaj: bogaci płacili za leki podwójnie, natomiast biedni nic. Obok apteki znajdowała się obora, którą wydezynfekowano, zaopatrzono w łóżka i tak zrodził się "szpital" dla bezdomnych biedaków. 

Artemides po przybyciu do Viedma napisał do swojej mamy: "Z radością spotkałem tu moich braci salezjanów. Jeżeli chodzi o moje zdrowie, odwiedził mnie tutejszy medyk, ks. Garrone, i zapewnił, że za miesiąc będę zdrowy". Kuracja trwała dłużej, ale Zatti obiecał Matce Bożej, że jeśli wyzdrowieje poświęci swoje życie pielęgnowaniu najuboższych. 

"Don Pedro, czy zechciałby pan pożyczyć Panu Bogu z 5000 pesów?"

W wieku 28 lat złożył śluby wieczyste. Po konsultacjach z przełożonymi zrezygnował z dalszych studiów przygotowujących do kapłaństwa. Postanowił jako brat (koadiutor) pomagać ks. Garrone. 8 stycznia 1911 roku ks. Garrone umarł, a Artemides został szefem apteki św. Franciszka i szpitalika św. Józefa. Zatrudniono również prawdziwego lekarz, ale to Zatti leczył wszystkich, pomimo braku studiów. Chorych przybywało, niewielu było takich, którzy mogli zapłacić. Zatti wsiadał niejednokrotnie na rower, by odwiedzić potrzebujących, a także by zebrać potrzebne fundusze. Pukał do domu nielicznych bogaczy. " - Don Pedro, czy zechciałby pan pożyczyć Panu Bogu z 5000 pesów? - Panu Bogu? - Tak, don Pedro, Pan Bóg powiedział, że to, co czynimy dla chorych, czynimy dla Niego. To dobry interes, proszę pana, pożyczyć Panu Boga".

Do szpitala wysyłano także więźniów, przez co Zatti nabawił się kłopotów. Jeden z więźniów uciekł w nocy. Zatti został aresztowany. Do więzienia odprowadzili go współbracia, pielęgniarki, uczniowie, rekonwalescenci i beneficjenci, każdy z nich miał na głowie opaskę. W sądzie Zatti był spokojny, radosny i się modlił. Po 5 dniach został zwolniony. Całą sytuację skwitował słowami: "Potrzebowałem trochę odpoczynku."

"Waszym obowiązkiem jest mnie wołać, a moim przyjść do was"

W 1915 roku otwarto prawdziwą aptekę z licencjonowanym farmaceutą. Wszystko wskazywało na to, że aptekę św. Franciszka trzeba będzie zamknąć. Jednak Artemides zdawał sobie sprawę, że biedni nie będą mogli kupić leków, a tym bardziej dostać ich za darmo. Co zrobił? Pojechał do La Plata, zdał odpowiednie egzaminy i wrócił z dyplomem. 

Każdego dnia wstawał o 4.30, udawał się na Mszę, a potem do chorych, którzy nazywali go "don Zatti". W pośpiechu pijał caffe latte, a potem na rowerze udawał się do kolejnych pacjentów. Modlił się Anioł Pański, a po obiedzie znów odwiedzał chorych. Przed kolacją odpisywał na listy, dawał rozporządzenia w szpitalu. Często był wzywany w środku nocy do pacjentów, którzy przepraszali go za kłopot. "Waszym obowiązkiem jest mnie wołać, a moim przyjść do was" - odpowiadał.

Gdy szpital był przepełniony oddawał swój pokój i łóżko. Sypiał na krześle, a za chrapanie, które mu przeszkadzało w spaniu, ale które wskazywało, że pacjent żyje, dziękował Bogu. Płakał tylko wtedy, gdy nie mógł pomóc bliźniemu. Ci, którzy umierali na jego rękach zawsze mieli uśmiech na ustach. 

"Przy Zattim mój ateizm słabnie"

Jeden z lekarzy, który uważał siebie za ateistę, mówił: „Przy Zattim moje niedowierzanie słabnie. Kiedy mam w ręku skalpel i patrzę na niego i widzę go z różańcem, to czuję, że pokój jest wypełniony czymś nadprzyrodzonym ”.

"Zawsze to samo, z tym Zattim!"

Bank Narodowy otworzył agencję w Viedma. Zatti miał tam też swoje konto. Wydał wszystko, co miał na książeczce i także to, czego nie miał. Któregoś dnia został więc wezwany do banku, gdzie się dowiedział, że jest bardzo zadłużony. Dług należało spłacić natychmiast. Ktoś zadzwonił wtedy do biskupa Esandi. Stwierdził, że postara się pomóc. Zawezwał do siebie wikariusza: - Z banku telefonowano, że jest tam Zatti i płacze, bo nie może zapłacić długów, a są one duże. Zawsze to samo! Mamy coś w kasie? - Pieniądze na druk najbliższego numeru gazety diecezjalnej. - Zanieś to szybko dyrektorowi banku i uratuj tego biedaka!

Artemides przekonał się, że banki niestety nie chcą nic "pożyczyć Panu Bogu". On jednak twierdził: "To oni się mylą, nie ja" i dalej robił swoje. Gdy do szpitala przyszedł jakiś nędzarz, którego Zatti wyleczył, od razu udawał się do znajomych z pytaniem, czy "nie chcieliby pożyczyć Panu Bogu jakiegoś ubrania?" Gdy wyciągali znoszonych łach, pytał czy nie mają czegoś lepszego. Zwracał im uwagę: "Panu Bogu powinniśmy dawać rzeczy najlepsze".

Zanim Zatti pojawił się w szpitalu, ks. Bonacina wziął do szpitala niemą kobietę, którą znalazł porzuconą we wsi. Chodziła na czworakach, jak owce za którymi podążała. Urodziła się w biednej rodzinie. Pewnego dnia wpadła do studni i ze strachu zaniemówiła. Jej reedukacja trwała bardzo długo, przyczynił się do tego Artemides. Kobieta mieszkała w szpitalu 48 lat.

Pewnego dnia do szpitala przybył zgłodniały chłopiec w łachmanach. Zatti zapytał pielęgniarki: - Czy ma siostra talerz zupy i ubranie dla dziesięcioletniego Jezusa?

W każdym widział Chrystusa. Nawet gdy pewnego dnia przełożeni zarządzili, by nie przyjmować więcej niż 30 osób do szpitala, usłyszeli, jak mruczy pod nosem: "A co jeśli 31 osobą będzie sam Jezus?"

Artemides zawsze pokładał ufność w Opatrzności, także, gdy chodziło o finanse. Mawiał nawet:

"Nie proszę Boga o to, by zesłał mi pieniądze. Proszę Go, by mi dał znać, gdzie są".

Oddał Bogu całe swoje życie

19 lipca 1950 roku popsuł się zbiornik na wodę. Zatti choć miał już 70 lat wspiął się po drabince w strugach deszczu, by go naprawić. Niestety spadł, potłukł się, rozbił głowę. Pocieszał innych, że nic się nie stało, ale zdawał sobie sprawę, że tak nie jest. Zaczął też odczuwać ból w lewym boku i zaburzenia żołądka. Okazało się, że miał raka trzustki. W jego oczach od czasu do czasu pojawiały się łzy. - Cierpisz? - To nie to. Czuję, że się zestarzałem jak zardzewiałe żelazo, niepotrzebne już nikomu. 

Gdy zostało mu tylko pięć miesięcy życia, powiedział: "50 lat temu przybyłem tu, by umrzeć. Teraz, gdy nadszedł ten czas, czego więcej mogę chcieć? Całe życie się do tego przygotowywałem." Gdy lekarz pytał jak się miewa, odpowiadał: "Do góry, doktorze..." - i patrzył w niebo.

Zmarł 15 marca 1951 roku. Poszedł do Boga, któremu życia nie pożyczył, ale oddał w całości. 

Jeden z jego znajomych wspominał: "Artemides Zatti był czysto duchowym człowiekiem. Tak duchowym, że nawet materialne sprawy podnosił do Nieba. Zatti był wybitnym misjonarzem wśród emigrantów, młodzieży i biednych; był wcieleniem pracy i radości, wiernością duchowi ks. Bosko."

14 kwietnia 2002 roku został ogłoszony błogosławionym przez Jana Pawła II.

"Panu Bogu powinniśmy dawać rzeczy najlepsze".

 


Teksty, z których korzystałam: 

 Ks. S. Szmidt sdb Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej, Wydawnictwo Salezjańskie 1997

http://www.donbosco-torino.it/ita/Kairos/Santo_del_mese/03-Marzo/Beato_Artemide_Zatti_SDB.html

http://bosko.lt/pl/palaimintasis-artemidas-zattis/

http://biesseonline.sdb.org/editoriale.aspx?a=2011&m=6&doc=8329