publikacja 07.03.2019 00:00
O cudach, radości z przebywania w domu i dobrych obiadach opowiada Joanna Wrona.
henryk przondziono /foto gość
Barbara Gruszka-Zych: Dla wielu rodziców szóstka dzieci to dopust Boży.
Joanna Wrona: A dla mnie najważniejszy jest mąż Jacek i sześcioro naszych dzieci. Najbliżsi to największy dar, jaki dostałam.
Bez żalu zrezygnowała Pani z pracy zawodowej?
Wyszłam za mąż jako 19-latka, z pełną świadomością, że chcę być mamą. Przebywanie z dziećmi, zwłaszcza małymi, dodaje mi energii. Zajmując się nimi, jestem szczęśliwa, bo robię to, co lubię. Moja decyzja o kolejnych ciążach wynikała z przesłania Jana Pawła II, który stawiał na rodziny wielodzietne. Nawet kiedy razem z dwiema córeczkami mieszkaliśmy w pokoju z kuchnią i mieliśmy bardzo skromne dochody, marzyłam o kolejnych dzieciach. Mąż rzadko wtedy bywał w domu, bo pracował w Centralnym Biurze Śledczym w Warszawie, ale ja się uparłam, że stworzymy rodzinę wielodzietną. Jakby mnie ktoś obcy usłyszał, toby powiedział, że jestem nienormalna.
Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.