American deal

Jacek Dziedzina

Polska musi pogodzić się z faktem, że ceną amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa jest niemałe ograniczenie naszej suwerenności.

American deal

Nasi wrogowie są waszymi wrogami. Tak trzeba czytać warunki, jakie Amerykanie stawiają Polsce za kolejne obietnice zwiększenia obecności swoich wojsk na naszym terytorium. Obietnice i tak ciągle niewystarczające, jeśli chodzi o pewność gwarancji bezpieczeństwa, ale już okupione wysoką ceną. Jest nią nie tylko sugerowanie, ale niemal wprost żądanie wycofania się Polski z chińskich inwestycji m.in. w rozwój infrastruktury; jest nią wyrażone wczoraj – choć pominięte w większości przekazów – żądanie szefa amerykańskiej dyplomacji, by Polska „poczyniła postępy” w sprawie restytucji mienia utraconego po Holocauście (co jest jawnym nawiązaniem do niesławnej ustawy JUST, mającej na celu wywieranie presji na krajach, by te oddawały także bezspadkowe mienie pożydowskie wysuwającym roszczenia organizacjom żydowskim); jest nią także cały szereg ujawnionych (strach myśleć o pozostających tajemnicą) przypadków naciskania przez słynną panią ambasador na polski rząd, by przyjmowane regulacje preferowały amerykańskie firmy.

Ceną wreszcie może okazać się nacisk, by Polska zajęła jednoznacznie antyirańskie stanowisko podczas rozpoczynającej się konferencji bliskowschodniej. A to wcale nie leży w naszym interesie, przynajmniej gospodarczym.  Przeciwnie, eksperci od dawna wykazują, że Polska już straciła bardzo dużo na pogorszeniu relacji USA z Iranem. Wystarczy powiedzieć, że polscy giganci, jak PKN Orlen czy Grupa Lotos, miały duże możliwości wejścia w import ropy naftowej z Iranu, jednak gdy Amerykanie ogłosili zerwanie porozumienia nuklearnego i ponowne nałożenie sankcji na Iran, polskie firmy wycofały się z zaawansowanych już rozmów. I to pomimo tego, że najwięksi światowi giganci mają pozostawiony im przez Amerykanów „korytarz bezpieczeństwa”: mogą swobodnie z Iranem handlować. Najwidoczniej polskie firmy nie otrzymały takiej obietnicy, że do „korytarza” zostaną włączone.

Trudno nie zauważyć, że Polska wpadła w pułapkę bez wyjścia. Tą pułapką jest postawienie wszystkiego na jedną kartę – czyli na taką formułę sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, która nie pozostawia nam żadnej swobody w kształtowaniu stosunków z krajami trzecimi, co w efekcie kończy się osłabianiem relacji z innymi wielkimi graczami. Pułapka tym większa, że alternatywy właściwie brak. Bo czy „solidarne”, jak przekonuje opozycja, trzymanie się z Unią Europejską w sprawie Iranu jest dla nas jakąś alternatywą? Czy gwarancję bezpieczeństwa mają nam dać na przykład Niemcy, które kończą kolejną wielką inwestycję gazową z Rosją, wymierzoną jawnie w nasze bezpieczeństwo?

Pozostaje w sumie bezradne – i chyba tak samo retoryczne, jak powyższe – pytanie o to, czy faktyczne skazanie na ścisły sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jako jedynym potencjalnym, choć niekonieczne pewnym, gwarantem naszego bezpieczeństwa, musi być okupione tak wysoką ceną, jaką może być osamotnienie na arenie międzynarodowej? Czy aby na pewno powinniśmy powtarzać błąd, jaki polskie władze popełniły, wchodząc parę lat temu do Iraku? Niestety, rośnie obawa, że coraz bardziej nachalna, antyirańska retoryka amerykańskiej administracji przerodzi się w konflikt, w który wejdziemy, znowu ufając, że to inwestycja we własne bezpieczeństwo.

Pytanie, czy w tym wszystkim jest jeszcze miejsce na „kompromis”: naszą rolę jako lojalnego, ale też suwerennie kształtujące swoje relacje, partnera Stanów Zjednoczonych. Odpowiedź brzmi: nie. Ceną za ewentualne gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA jest w naszym przypadku daleko idąca uległość na różnych poziomach. Nie zazdroszczę decydentom, którzy mają przecież tego świadomość. Wybór między honorem a bezpieczeństwem jest najgorszym z możliwych.