Nie do wiary

Piotr Legutko

|

GN 7/2019

publikacja 14.02.2019 00:00

Fake news nie musi być prawdziwy. Ważne, by był prawdopodobny i szkodził, komu trzeba.

Nie do wiary istockphoto

Unia Europejska chce zakazać produkcji papieru toaletowego. Senator PiS zatrudnia w biurze cztery swoje córki. Lechowi Wałęsie szkoła nie udostępniła klasy i z dziećmi musiał się spotykać na korytarzu… To tylko kilka przykładowych informacji z ostatnich tygodni podawanych i udostępnianych przez tysiące czytelników. Przede wszystkim zaś gorąco komentowanych. Łączy je to, że są nieprawdziwe, różni natomiast miejsce publikacji i odległość od prawdy. Niektóre są kompletnie fikcyjne, inne przypominają stary dowcip o samochodach rozdawanych na placu Czerwonym (nie samochody, tylko rowery, nie rozdają, tylko kradną), jeszcze inne to faktyczne zdarzenia… tylko lekko zmodyfikowane. Po to, by wywołać określone, złe emocje. Takich fake newsów pojawia się ostatnio najwięcej.

Symbol tych rządów

Lech Wałęsa publikuje w sieci informację o spotkaniu z młodzieżą w Szkole Podstawowej nr 21 w Gdańsku: „Przyszło mi się spotkać na korytarzu, innego miejsca nie użyczono, dobrze, że jeszcze wiszę na ścianie i nie zdążono mnie z niej zdjąć w ramach gumkowania”. Do informacji załączone jest zdjęcie. Faktycznie, Wałęsa siedzi na korytarzu z grupą uczniów.

News rozprzestrzenia się błyskawicznie. Podają go (niejako autoryzując) znani publicyści. Tomasz Lis pisze: „Lech Wałęsa nie obraził się, że mu nie użyczono sali, spotkał się z młodzieżą na korytarzu. Wstyd dla szkoły, chwała Lechowi”. Eliza Michalik: „To zdjęcie – symbol tych rządów”. Wojciech Sadurski: „To zdjęcie musi przejść do historii polskiego szaleństwa i głupoty, ale i wielkości”. Informacja podawana jest też po angielsku z hashtagiem „FBPE”, oznaczającym treści zbieżne z polityką UE. I komentarzem, że Wałęsa jest w Polsce tak prześladowany przez obecne władze, że nawet szkoły odmawiają mu miejsca w swoich klasach.

W rzeczywistości zdjęcie zrobiono w Europejskim Centrum Solidarności. Sprostowanie pojawia się bardzo szybko, zarówno od wiceprezydenta Gdańska, jak i pani dyrektor wspomnianej szkoły. „Panie prezydencie, proszę nie niszczyć ostatniej przestrzeni szacunku. Pięknie, że chciał pan pokazać minigalerię za sobą młodym gdańszczanom. Fake newsy zbędne, wielki szacunek zawsze” – napisał Piotr Kowalczuk. Członek władz Gdańska na pytanie internautów, dlaczego ECS nie dał byłemu prezydentowi sali, uzupełnił: „nie było takiej prośby”, dodając, że w ECS Wałęsa ma… własny, obszerny gabinet, w którym taka grupa z łatwością mogłaby się zmieścić.

Dlaczego nasz noblista ucieka się do takich forteli, skoro łatwo je zdemaskować? Zapewne ma taką świadomość, ale wie też, jaka jest siła zdjęcia, w jak wielu kontekstach będzie ono krążyć po sieci i komu zaszkodzi. A co do sprostowania… Nie wszyscy na nie trafią.

Zdjęcie z Gierkiem

„Senator PiS Jan M. Jackowski zatrudnił w swoim biurze senackim na płatne etaty cztery z sześciu swoich córek. Pozostałe nie załapały się, bo są nieletnie”. Taki wpis rozgrzał do czerwoności internet. „Rodzina na swoim, obiecali i dotrzymują”, „To już nie nepotyzm, a patologia. Dobra Dojna Zmiana PiS” – to najczęściej pojawiające się komentarze (z tych łagodnych). Córki senatora faktycznie pomagają mu w biurze, ale społecznie. Za swoją pracę nie pobierają wynagrodzenia. Pisała o tym „Rzeczpospolita”… w 2016 roku. Ktoś wygrzebał artykuł, co nieco dodał, by mocniej przyłożyć, i zadziałało. Do chwili, aż ktoś sprostuje? Nie, bo jak w starym dowcipie: „pieniędzy nie ukradł, ale zaufanie diabli wzięli”. Tak to działa. Jak wirus. Jednego pacjenta wyleczysz, ale inni już kaszlą.

Klasycznym przykładem tej prawidłowości jest zdjęcie z lata 1980 roku, na którym Edward Gierek spotyka się z aktywem ZSP. Prawdziwy hit internetu. Wokół I sekretarza widzimy Aleksandra Kwaśniewskiego (na pewno), studentkę (tylko) podobną do Małgorzaty Gersdorf i studenta – wypisz wymaluj młody Włodzimierz Czarzasty. Fotografia zwiodła mnóstwo poważnych publicystów i polityków. Stała się wręcz pewną ikoną, co kilka miesięcy powracając do sieci z niewybrednymi komentarzami pod adresem prezes Sądu Najwyższego. Kto tam będzie sprawdzał, że w 1980 roku Gersdorf miała już 28 lat. Wielu „podających dalej” uznało, że to zdjęcie tak piękne i symboliczne, że nawet jeśli nie jest prawdziwe, to należało je wymyślić. „Dobry” – czyli skuteczny – fake news właśnie na tym polega. Nie musi być prawdziwy, ważne, by był prawdopodobny i szkodził, komu trzeba.

„Bez zgody zainteresowanego”

Wojciech Cieśla, reporter „Newsweeka”, informuje, że dostał wezwanie na policję, ponieważ napisał „bez zgody zainteresowanego” artykuł „Dubler”, którego bohaterem był sędzia TK Mariusz Muszyński. Jak łatwo się domyślić, internet eksploduje oburzeniem oraz inwektywami pod adresem „pisowskiej prokuratury”, która tym razem przeszła samą siebie. Ale z drugiej strony – piszą dziennikarze – „zero zdziwień”, bo przecież dokładnie tego spodziewamy się po tej władzy. „Monty Python naprawdę przeniósł się nad Wisłę”. „Co będzie kolejnym etapem? Odłączanie redakcjom prądu, jeśli władza poweźmie uzasadnione podejrzenie, że ma się ukazać artykuł o kimś z kasty nietykalnych, czyli ludzi obozu władzy?”.

Jeszcze nie opadła fala kpin, gdy Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyjaśniła, że jej postępowanie w tej sprawie „dotyczy ujawnienia miejsca zamieszkania bohatera artykułu, a nie jego braku zgody na publikację”. Dziennikarz został wezwany jedynie w charakterze świadka, a sprawa ta nie ma nic wspólnego z ograniczaniem prawa dziennikarzy do krytyki. Jest po prostu naruszeniem prawa prasowego. „Gdyby rządziła »nasza« władza, prokuratura też powinna za to ścigać (a jakby nie ścigała, nie uważałbym jej za swoją)” – ocenił Wojciech Orliński z „Gazety Wyborczej”. Jego głos należał jednak do odosobnionych, a Wojciech Cieśla dołączył do grona prześladowanych i zapewne jego przypadek trafi do kolejnego raportu Freedom House o naruszeniach wolności słowa w Polsce.

Prawda ofiarą wojny

W Polsce mamy zimną wojnę, a jak wiadomo – pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Nie jest to tylko batalia z obecną władzą. Środowisko narodowców walczy na przykład z Unią Europejską i też chętnie nagina rzeczywistość pod chwytliwe tezy. Na jednym z portali znajdujemy tytuł: „Czy Unia zabroni papieru toaletowego?”. Kwerenda internetowa szybko pokazuje, że nie Unia, ale dziennik „Süddeutsche ­Zeit­ung”, i nie zabrania, lecz jedynie kwestionuje sensowność używania papieru toaletowego w dobie bidetów oraz tzw. toalet myjących. Tekst typowy dla ekologicznych natręctw, papier wszystko przyjmie. Czytelnikom pozostanie zaś w głowie tytuł oskarżający biurokratów z UE.

Z kolei grupa „STOP dla Funduszu Kościelnego” podkręca emocje zdjęciem papierka rozpakowanej krówki, kupionej (ponoć) w Żabce. Widać na nim złożone ręce i napis: „Módlmy się za siostry i braci, którzy zdradzają współmałżonka”. To już zwyczajny fotomontaż, ale wystarczający, by podkręcić antyklerykalne emocje. Fotografia nie jest całkiem przypadkowa, bo nawiązuje do informacji o współpracy między uczelnią o. Tadeusza Rydzyka a amerykańskim funduszem, właścicielem sieci sklepów. Pierwszy komentarz? „Rydzyk przejmuje Żabkę”.

Niestety, ludzie wierzą dziś tylko w to, co najbardziej pasuje do ich wyobrażeń o świecie. Jeśli news mieści się w tych kategoriach, wybaczą mu nawet to, że jest fejkiem. A skoro tak, nie pomogą żadne procedury weryfikujące rzetelność informacji. Niebawem mało kto będzie chciał podpisać się pod słynnym zdaniem Józefa Mackiewicza, że „tylko prawda jest ciekawa”.•

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.