publikacja 07.02.2019 00:00
O chuligańskim życiu i małych gestach mających kolosalne znaczenie mówi Paweł, który poznał kibolski świat z dwóch stron barykady.
roman koszowski /foto gość
Marcin Jakimowicz: Kiedy po raz pierwszy zorientowałeś się, że nie przychodzisz na stadion jedynie po to, by zobaczyć mecz swej drużyny?
Paweł: Pierwszym poważnym ostrzeżeniem był mecz z Legią. Wybrałem się z moją dobrą koleżanką. W czasie spotkania doszło do sporej zadymy. Zaczęła się rozkręcać, a ja, jak to ja, pobiegłem z kumplami. Po meczu poszliśmy do parku, a ja skapnąłem się, że przecież nie przyszedłem sam. Zgubiłem koleżankę. Zobaczyłem, że jestem w stanie zatracić się, wyłączyć myślenie. Gdy zaczęło się dziać, zapomniałem o wszystkim.
Na trybunach puszczają hamulce, człowiek przestaje być sobą?
Działa psychologia tłumu. Możesz kompletnie zatracić się i pogubić.
Czułeś się bezpieczny?
Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.